Granica Sudanu i Etiopii to przeskok do innego świata. Sudan to pustynia. Etiopia to spektakularne góry. Sudan to upał. Etiopia zaskakuje nas niskim temperaturami. W końcu mówimy o wysokościach od 2 tys. metrów wzwyż.
Sudan to przestrzeń. Etiopia to tłum. Natychmiastowy, tuż za granicą. Wzdłuż każdej drogi.
Mieszkańcy mijanych wiosek witają nas serdecznie, za to dzieci reagują autentyczną histerią. Potrafią przebiec ekspresowo pół pola, by podbiec do samochodu i machając ręką wykrzyczeć „Hello”, „You! You! You!” ale niestety często również „Money! Money! Money!”.
Część dróg to asfalt, część szutr, miejscami tarka. Mijane pojazdy wzbudzają tumany kurzu. Po kilku dniach takiej jazdy nasze auto wewnątrz ma pył w każdym zakamarku.
Także z uwagi na górskie serpentyny jeździ się ciężko.
Na początek zajeżdżamy nad jezioro Tana. To obszar, w którym zaczyna się malaria. My zaczynamy zażywać antymalaryki. Poza tym jest pięknie.
Nie ma obijania jeśli chodzi o mycie zębów. Nawet ci, których nie stać na plastikową szczotę, szorują świeżo ociosanym patykiem. Do kupienia na ulicy za 1 birra (ale dla nas cena była pewnie zawyżona).
Są też przyjemności. Po Sudanie, gdzie właściwie nie można było dostać alkoholu, na widok piwa cieszymy się podwójnie.
Próbą jest dla nas pierwszy, tradycyjny etiopski posiłek. Indżera, naleśnik ze sfermentownej mąki nie cieszy się sławą wyjątkowego przysmaku. Szczególnie, że wygląda jak brudna ściera. Jednak w towarzystwie pikantnego sosu i pikli daje radę 😉
Kawa w Etiopii do osobna historia. Etiopczycy są przekonani, że stąd własnie pochodzi. Urządzają ceremonie palenia, mielenia i parzenia kawy, i podają ją na wiele sposobów.
Czas w Etiopii płynie inaczej. Zarówno w metaforycznym, jak i bardzo dosłownym sensie. Tu doba zaczyna się wraz ze wschodem słońca, czyli o 6. Całkiem logiczne, prawda? Dla przykładu: nasza 10 to tutaj 16. Etiopia liczy też lata według kalendarza gregoriańskiego. Dlatego mają tu rok 2004. Rozumiecie więc teraz historię z etiopskim nowym rokiem, 12 września – dokładnie wtedy, kiedy chcieliśmy zdobyć wizę w ambasadzie w Berlinie 😉
Etiopia to kraj wyznawców kościoła ortodoksyjnego. Są też oczywiście muzułmanie i animiści, ale to chrześcijanie są najbardziej widoczni. Odwiedzamy ich kościoły i sprawdzamy, jak wyglądają cmentarze:
W naszym hotelu trafiamy na młodą parę, szykującą się do ceremonii zaręczynowej. Strzelamy pamiątkowe monidło 🙂
Nie, to nie Szkocja… Głównym zabytkiem Gonderu jest XVIII wiecznyt zamek 🙂
Sam Gonder nie jest może pięknym, ale za to przytulnym i zrelaksowanym miastem, gdzie ludzie przesiadują w kawiarniach i barach.
Niedaleko miasta jest punkt widokowy na góry Simen. Już wiemy, że nigdzie nie damy rady iść sami – gdy tylko wysiadamy z auta otacza nas chmara dzieciaków, które nie odstępują nas na krok przez cały spacer. Prowadzą nas sobie znanymi ścieszkami i z dumą pokazują żyjące w okolicy małpy.
Jedziemy dalej, kolejne twarze, kolejne pozdrowienia, kolejne widoki….