Droga do granicy jordańsko-egispkiej prowadzi przez rejony mocno już pustynne. Wiatr unosi piaski, poboczem od czasu do czasu szwędają się wielbłądy, o czym informują nawet oficjalne znaki.
Aqaba,przygraniczne miasto po stronie jordańskiej. Prom, który przeprawi nas do Egiptu odpływa późnym wieczorem. Mamy czas, żeby poobserwować piątkowe (dla muzułmanów świąteczne) popołudnie na lokalnej plaży.
Wjeżdżamy w paszczę… rekina 🙂 Dwie godziny później wysiadamy w Nuweibie, już po egipskiej stronie Zatoki Aqabańskiej.
Przypływamy ok. 1, ale wieczór dopiero się dla nas zaczyna. Granica Syryjska, to przy tej, krótka i niewinna wymiana uprzejmości. Tu trafiamy na 3 godzinną, czystą biurokratyczną orgię. Natychmiast zgłasza się zawodowy pomocnik, który za odpowiednią opłatą prowadzi nas od okienka do okienka, od biurka do biurka, zbiera kolejne podpisy, pieczątki i kwity. Samochodowi zostaje założona specjalna, gruba teka, która spocznie na wieki w zdezelowanych granicznych biurach. My zdobywamy egipskie prawo jazdy, tablice rejestracyjne i kilka bliżej nieokreślonych zaświadczeń.
Po tym administracyjnym szaleństwie dwa dni dochodzimy do siebie odpoczywając na pobliskim nadmorskim kempingu 🙂 W tle góry Synaju.