Chyba każdy podróżnik ma w swoich planach odwiedzenie Japonii. Nam długo nie udawało się tam dotrzeć, zawsze były inne plany. Podróż do Japonii to ostatni taki wyjazd dla nas ? ostatni w dwuosobowym składzie. Japonia na własną rękę w dodatku backpackerska podróż w ciąży – brzmi mało realnie? Właściwie czemu nie?
Podróżujemy z Tokio aż na sam południowy kraniec Japonii (nie licząc Okinawy) – na wyspę Yakushima, po drodze poruszając się głównie niesamowitymi Shinkansenami. Japonia na własną rękę, to podróż zaskakująco łatwa i bezproblemowa, nawet mimo istotnej bariery językowej.
Planując zwiedzanie danego miejsca, przeglądamy przewodniki, książki, wyszukujemy na blogach punkty, które warto zobaczyć. Zazwyczaj na początku listy lądują zabytki, najbardziej charakterystyczne obiekty. Potem wędrując już własnymi ścieżkami, zaglądając w małe uliczki, na zaplecza, staramy się poobserwować prawdziwe życie miasta i jego mieszkańców. Z Tokio jest trochę inaczej. Dlaczego? Bo klasycznie rozumianych zabytków prawie tu nie ma. Przewodniki lojalnie informują, że większość historycznych budynków została zrównana z ziemią podczas Wielkiego Trzęsienia Ziemi w 1923 roku, a resztę dotknęły zniszczenia II Wojny Światowej.
Pałac Cesarza Akihito oraz przylegające do niego liczne zabudowanie i tereny zielone są dostępne dla zwiedzających jedynie przez 2 dni w roku. Akurat, nie podczas naszego pobytu 😉
Otaczający go rejon Marunouchi przypomina centra amerykańskich miast.
Tokyo Station to jeden z nielicznych wiekowych budynków. 100 lat minęło mu w 2014 roku. Obecnie teren przed nim przekształcany jest w park miejski.
Co więc zwiedza się w Tokio? Szybko doszliśmy do wnisku, że tego miasta raczej się… nie zwiedza. Trzeba po prostu dużo chodzić, mieć oczy szeroko otwarte i poznawać klimat poszczególnych dzielnic. Dlatego jednym z naszych pierwszych celów było słynne skrzyżowanie Shibuya, uznawane za najbardziej ruchliwe na świecie. Otacza je mnóstwo budynków obwieszonych ekranami prezentującymi reklamy, co upodabnia to miejsce do nowojorskiego Times Square.
Jeśli w Tokio umawiasz się ze znajomymi, jako miejsce spotkania prawdopodobnie ustalicie pomnik Hachiko. Ten niewielki posąg upamiętnia historię psa, który w tym miejscu wiernie czekał na swojego właściciela jeszcze przez 10 lat po jego śmierci. To także miejsce masowego robienia selfie.
Shibuja to centrum zakupów, gastronomii i rozrywki w japońskim stylu. Przede wszystkim w salonach pachinko. My pograliśmy chwilę na urządzeniu, na którym trzeba było wybijać na bębnach rytm do j-popowych hitów zgodnie z pędzącymi na ekranie wskazówkami 🙂
Przeskok do eleganckiej, handlowej dzielnicy Ginza. Tu jest okazja zobaczyć oryginalne, nowoczesne budynki.
Budynek, na którego zobaczeniu w Ginzie najbardziej nam jednak zależało to Shizuoka Press and Broadcasting Center. Ta zaprojektowana przez Kenzo Tange w 1966 roku wieża to klasyk powojennego nurtu metabolizmu łączącego koncept organicznego biologicznego wzrostu i megastruktur opierających się np. hierarchii fraktali.
Inny przedstawciel tego nurtu, Kisho Kurokawa, zapoczątkował koncept budynków kapsułkowych. Jego słynny Nakagin Capsule Tower, budynek mieszkalno-biurowy (wbrew obiegowej opinii – nie hotel), zaprojektowany w 1972 roku, obecnie jest raczej w podupadłym stanie. Jednak może już wkrótce zostanie uznany za zabytek i poddany konserwacji? Trzymamy kciuki!
Poza szklanymi i betonowymi dzielnicami Tokio ma też swoje enklawy zieleni. Park Hama-rikyu Onshi-teien jest otoczony wieżowcami Shiodome.
W pawilonie herbacianym Nakajima no Ochaya matchy można się napić tak jak 1704 roku, kiedy go zbudowano. No może poza tym, że teraz turyści masowo robią zdjęcia swoich czarek 😉
Niemal każde źdźbło trawy czy gałązka wydają się tu starannie przemyślane i wypielęgnowane.
Większość tarasów widokowych, na których byliśmy w różnych częściach świata była płatna i to raczej sporo. A tu miłe zaskoczenie – w budynku Tokyo Metropolitan Government Offices dostępne jest dla wszystkich bezpłatnie 45 piętro, które pozwala obejrzeć miasto z wysokości 202 metrów.
W bliskim sąsiedztwie znajduje się Mode Gakuen Cocoon Tower. Co ciekawe nie jest to typowy biurowiec – mieszczą się w nim szkoły projektowania mody, technologii oraz medyczna.
Harajuku to kolejny kawałek miasta kipiący od designerskich butików…
… ogromnych…
… i zupełnie kameralnych i ukrytych w bocznych uliczkach 🙂
W dzielnicy znajdują się jednak też największa tokijska świątynia shintoistyczna Meiji-jingu i park Yoyogi.
Kolejny klasyk architektury metabolizmu projektu Kenzo Tange – siedziba telewizji Fuji – znajduje się na sztucznej wyspie Odaiba.
Odaiba to jednak przede wszystkim skupisko centrów handlowych. Przyciągającą klientów wizytówką jednego z nich jest 18 metrowy robot Gundam.
Wśród atrakcji nabrzeża znalazła się nawet Statua Wolności…
… z dyskretnymi japońskimi akcentami.
Całkiem inny klimat panuje w dzielnicy Akihabara. Początki tego królestwa handlu elektroniką sięgają lat tuż po II Wojnie Światowej, kiedy w okolicy dworca kwitł handel nielegalnymi częściami radiowymi. Dziś można tu kupić nie tylko wszelkie nowe i używane urządzenia elektroniczne, ale też gry, mangi i ekscentryczne gadżety dla otaku. Ale o tym szykujemy dla Was osobny wpis 😉
Na ulicach Tokio często pojawiają się tabliczki z oznaczonym położeniem danego punku nad poziomem morza. W kraju położonym w strefie sejsmicznej, w zasięgu tsunami, taka informacja może uratować życie.
Charakterystyczne pionowe szyldy na tokijskich ulicach.
Tokio to jednak nie tylko wieżowce. Czasem kilka kroków od stacji metra pozwala przenieść się w atmosferę, jak z małego miasteczka.
Wąskie uliczki nie pozwalają na parkowanie wzdłuż nich. Auta stoją przytulone do domków lub na maleńkich parkingach poukrywanych wewnątrz osiedli.
Takich dystrybutorów paliwa, jeszcze nie widzieliśmy:
Niemal na każdej ulicy znajdują się automaty z napojami. Czasami nawet bardzo dużo automatów 😉
Za to w całym Tokio trudno znaleźć kosze na śmieci. Wszyscy zabierają odpadki ze sobą, ewentualnie czasem wyrzucają w sklepach spożywczych. To jeden z nielicznych, na który trafiliśmy. I dosyć dziwaczny, jak widać.
Na koniec Maneki-neko – figurka kota, który swoim gestem zaprasza do miejsca przed którym jest wystawiony, np. sklepu czy restauracji. My zapraszamy na kolejne wpisy o Tokio i dalszych japońskich miastach, które odwiedzimy już wkrótce 🙂