Dumą RPA są parki narodowe. Wybieramy z nich dwa skrajnie różne: położony na uboczu i rzadko odwiedzany park na Pustyni Kalahari (Kgalagadi Transfrontier Park) oraz najsłynniejszy i najbardziej oblegany park Kruger.
Na Kalahari przyjechaliśmy specjalnie, żeby zobaczyć surykatki 🙂
Podobną do nich mangustę żółtą też często można spotkać na tych terenach.
Okolica wyraźnie odpowiada gryzoniom. Po dość długiej potyczce wiewiórka skutecznie przepędza kobrę przylądkową ze swojego terytorium.
Wielokrotnie, w różnych parkach usiłowaliśmy wytropić lwa rodzaju męskiego…
To udało się w Krugerze. Lwy same wyszły nam na spotkanie podczas przejażdżki o wschodzie słońca 🙂
Ten lew może wygląda dostojnie… Co jednak robi o świecie na drodze? Oznaczają z kolegą swoje terytorium. Wiadomo czym… 😉
Kalahari tak naprawdę nie jest pustynią. Według geologiczno-meteorologicznych reguł spada tu zbyt wiele deszczu. Długie, niskie wydmy porastają trawa i drobne krzewy.
W dolinach rzek jest całkowicie zielono.
Tymczasem Kruger to przekrój przez wszystkie ekosystemy południowej Afryki (z wyjątkiem pustyni właśnie). Poniżej mix sawanny z buszem 😉
Suche koryto okresowej rzeki.
Za to w okolicy koryta rzeki Sabie wciąż widoczne są ślady niedawnej powodzi. Turystów ewakuowano ponoć helikopterami.
Często pytacie i dziwicie się, jak udaje nam się podejść zwierzęta tak blisko. Do tropienia zwierzyny trzeba jednak mieć szczęście. Parę razy go nie mieliśmy – zwierzęta potrafią się niesamowicie maskować. Ten lew wylegiwał się za krzakiem jakieś dwa metry od nas. Cudem go wypatrzyliśmy, po czym ziewnął, ułożył się do drzemki i tyle było widać.
Ten gepard wskoczył nam właściwie pod koła. Niestety, nim zdążyliśmy wyjąć aparat, to najszybsze zwierzę świata (potrafi biec z szybkością 120 km/h) było już daleko…
Czekanie aż hipopotam wyjdzie z wody może za to trwać niemiłosiernie długo…
W tropieniu pomocne są tablice, na których można zaznaczać na mapie ostatnie „spotkania”. Jedynym zwierzęciem, którego się nie odnotowuje (w Krugerze, na Kalahari nie występują) są nosorożce. To z powodu kłusowników, którzy co roku potrafią zabić nawet sto sztuk.
Jednym z najrzadziej występujących zwierząt jest likaon – my spotkaliśmy całe stado! Trudniej wypatrzeć tylko leoparda. Jak widać (czy raczej nie widać) nam się nie udało…
Kob śniady:
Starcie oryksów.
Przyszły byk impali.
Rzadkie dzioborogi kafryjskie.
Coś jak nasze szpaki 🙂
Niezidentyfikowany obiekt latający – na nasze potrzeby półsowa 😉
Gniazdo wikłaczy. Potrafi pomieścić całą kolonię ptaków.
Czasami przesadzają z rozbudową 🙂
Zwierzęta rzeczne to osobna historia. W środkowej części zdjęcia zad hipopotama 😉
Mieszkańcy RPA są mistrzami kempingu. Stawiają niesamowite twierdze z przyczepy, namiotu, dodatkowych parawanów, daszków i przedsionków. W środku kuchenki mikrofalowe, lodówki, zamrażarki, telewizory i Bóg wie co jeszcze.
Narodowym sportem jest tu braai, czyli pieczenie mięsa na otwartym ogniu. Rano, w południe i wieczorem. Przyciąga to do kempingu zwierzęta, poniżej hiena cętkowana:
Na nasze poranne kanapki z serem skusiły się za to małpy. Wystarczyło odwrócić się na sekundę, by sprawdzić czy woda na kawę się gotuje 😉
Jeździć i kempować można na wiele sposobów. Tu wóz rodzinki z Holandii, która z trójką dzieciaków jest w rocznej podróży przez Afrykę 🙂