Lalibela byłaby niewielką wioską, w której dopiero co wprowadza się program budowy sanitariatów, gdyby nie…
… słynne kościoły wykute w skałach. Wykute od poziomu gruntu w dół, czyli zrobione z jednego kawałka skały. 800 lat temu! Stety/niestety, część z nich przykryta jest dachami zafundowanymi dla ochrony przez Unię Europejską. Niemniej jednak, to najważniejszy zabytek Etiopii i punkt obowiązkowy podczas zwiedzania kraju.
Księża chętnie błogosławią i pozują do zdjęć. Wystarczy 1 birr.
Najbardziej fotogeniczny ze skalnych kościołów: Bet Giyorgis. Z poziomu gruntu widać tylko dach.
Kościoły są połączone labiryntem skalnych korytarzy.
Pielgrzymka 🙂 Łatwo poznać: w Etiopii ludzie udający się do kościoła okrywają się białą chustą.
Kościoły są w stałym użyciu. Niestety nieprawowierni, nie mogą uczestniczyć w mszach. Robimy przerwę na etiopską specjalność: soki owocowe tak gęste, że trzeba je jeść łyżeczką 🙂 Ten po lewej to miks banana, papai i awokado, po lewej cud sztuki sokowirowniczej – słodkie awokado z limonką.
Ruszamy w drogę do Addis Ababy. Główne drogi są dosyć dobre, świeża chińska robota. Drobnym utrudnieniem są stada bydła, które non stop spotykamy wzdłuż drogi – a właściwie na drodze 😉
Dla większości Etiopczyków kanalizacja to abstrakcja. Wodę nosi się z rzeki. Szczęśliwy kto ma osła. Reszta nosi na własnym grzbiecie. Najczęściej dzieciaki, które w tym czasie powinny siedzieć w szkole.
Część drogi wiedzie tak wysoko (ponad 3500 m n.p.m), że jedziemy w chmurach 🙂