Category

USA2019

Północna Kalifornia

By | USA2019
Kalifornia to nie tylko „Słoneczny patrol”

Kalifornia kojarzy nam się jednoznacznie: słońce, plaże, kalifornijskie wino, nowoczesne technologie, może jeszcze pożary lasów. Północna część tego ogromnego stanu (powierzchnia 1/4 większa od całej Polski) to jednak zupełnie inny obraz. Ogromne pustkowia bez większych miejscowości ciągną się godzinami. Tylko lasy i lasy. Jadąc z Oregonu, zjeżdżając z gór ku wybrzeżu, mamy wrażenie bycia na końcu świata. Podróżowanie z dzieckiem w tych rejonach jest nieco prostsze niż w rolniczym Idaho. Jest mnóstwo miejsc, gdzie można się zatrzymać i znaleźć coś dla starszych (spektakularne widoki) i młodszych (kamyki, patyki, woda i wiele więcej)

Dzieci we mgle

Wrażenie bycia na końcu świata potęguje zmieniający się klimat. Następne dni zdominuje mgła. Zimny prąd kalifornijski odpowiada za obraz tego wybrzeża, który drastycznie różni się od stereotypowego myślenia zbudowanego na bazie hollywoodzkich filmów. Wybrzeże jest chłodne, mgliste, pogoda bardzo zmienna, a plaże bardzo często ciemne i skaliste.

Nasze majowe poranki zawsze są bardzo mgliste i klimatyczne. Podróżujemy głównie przez las, czasem wąskimi, bocznymi drogami, raz po raz dobijając do wybrzeża – czy to na nocleg w Crescent City, czy zwyczajnie chcąc poczuć trochę tego niezwykłego mrocznego klimatu.

Zabawki i miejsca do odkrycia są wszędzie, jeden wielki plac zabaw i park tematyczny w jednym.

Sekwoja sekwoi nie równa

Naszym celem są sekwoje. A właściwie drzewa Redwood. Te właściwe Sekwoje Olbrzymie widzieliśmy już kiedyś w parku Sequoia NP. To drzewa o największej objętości na świecie. Ale nie najwyższe. Rekordowo wysokie są te z wybrzeża Kaliforni północnej – drzewa redwood (Sekwoja wieczniezielona). Wzdłuż drogi 101 jest kilka parków stanowych, gdzie można je zobaczyć. Jest też park narodowy Redwood.

Drzewa są rzeczywiście dużo bardziej smukłe niż olbrzymie sekwoje z Generałem Shermanem na czele. Czy wyższe, to trudno ocenić. Na pewno w parkach północy stanu jest znacznie mniej ludzi. Można znaleźć dziesiątki miejsc, szlaków i ścieżek, gdzie możemy poczuć się jak w pierwotnym lesie. W koło nikogo.

Jest też sporo miejsc, o których trudno powiedzieć czy są opuszczone, czy może jednak jest tak, jak w filmach – lepiej się tam nie zatrzymywać. Słowo creepy towarzyszy nam dość często.

Droga numer 1

Niedaleko przed miejscowością Fort Bragg zaczyna się słynna kalifornijska droga numer 1, najbardziej znana ze spektakularnego odcinka zwanego Big Sur. Samo Fort Bragg jest kurortem w starym stylu, z drewnianymi hotelikami i kawiarniami z historią sięgającą wojny secesyjnej.

Coś co tu jest bardzo dobrze znane, u nas za to z braku skalistego wybrzeża nie występuje, to rock pools – baseny pływowe. Takie prawdziwe – w których można się kąpać znamy z Australii. Tu spotykamy malutkie, w których w czasie odpływu możemy obserwować kolorową faunę morską, chodząc po skałach, które w czasie przypływu znajdują się głęboko pod wodą. Idealny plac zabaw dla dwulatki.

Szklana plaża

Specyficzną atrakcją miasteczka Fort Bragg jest szklana plaża – Glass Beach. Plaża dosłownie zbudowana z niewielkich szklanych otoczaków w różnych kolorach. Wyglądają jak dzieło natury i poniekąd tak jest. To dowód, jak przyroda radzi sobie z resztkami naszej cywilizacji. Dosłownie resztkami. Okazuje się bowiem, że na początku wieku mieszkańcy miasta swoje śmieci, w tym szkło beztrosko zrzucali z klifu prosto do morza, a miejsce to zwykło się nazywać „The Dump” – wysypisko. Były tu ponoć nawet stare samochody. I tony różnokolorowego szkła, które uzbierało się tu aż do końca lat 60-tych. Potem wysypisko zlikwidowano, ale szkło pozostało. Kilka dziesięcioleci wystarczyło, by natura zasymilowała te okruchy i dziś trudno byłoby wpaść na to, że jeszcze niedawno były one ostrymi odłamkami butelek.

Mendocino to kolejne turystyczne, urocze miasteczko pełne utrzymanych w idealnym stanie domów w starym, nadmorskim stylu. Warto się tu zatrzymać, obejść cały cypel, który zajmuje miasto – to przystanek na godzinę, czy dwie, choć pewnie fajnie byłoby tu na chwilę zamieszkać.

Latarnia Point Arena. Zbudowana w 1906 po tym jak poprzednia nieco starsza została zburzona w wielkim trzęsieniu ziemi w San Francisco. Tu bowiem (konkretnie w nieodległym Mendocino) zaczyna się słynny uskok San Andreas, pas 1200km niezwykłej aktywności sejsmicznej i ścierania się płyt tektonicznych. Słynny choć niewidoczny – nie jest bowiem formacją widoczną w jakikolwiek sposób na powierzchni ziemi.

Psychoza

Odrywamy się na chwilę od usianej punktami widokowymi i historycznymi miasteczkami drogi numer 1 i kierujemy się nieco w głąb wybrzeża. O tej porze roku, w maju, wzgórza są intensywnie zielone, pokryte pastwiskami. Czasem podążamy śladem lokacji znanych z naszych ulubionych filmów – w tym przypadku szukamy miejsc znanych z Psychozy Hitchcock-a. Film dzieje się w Bodega Bay, jednak prawdziwa lokacja tam występująca znajduje się w położonej w głębi wybrzeża miejscowości Bodega. Wąska droga prowadzi nas do Potter School. Budynek jest prywatną własnością i nie można go zwiedzać.

yosemite

Yosemite

By | USA2019
Drugi raz w Yosemite

Czy jest sens jechać drugi raz do parku Yosemite? Jest jeśli ma się szansę zobaczyć go przy zupełnie innej pogodzie. Kiedy byliśmy tu poprzednim razem, tę część Kalifornii spowijał dym pochodzący z gigantycznych pożarów lasów. Wszystko było kompletnie zamglone, a powietrze pachniało spalenizną. Tym razem jest wiosna, dolina jest zielona, a wodospady przelewają niepojęte ilości wody. Poza tym Yosemite to jedno z najwspanialszych miejsc na Ziemi. Oprócz widoków z góry, El Capitan’a, sama dolina ma w sobie coś niezwykłego. Ten spokój, który w niej panuje.

Zaczynamy w miasteczku Mariposa. To właściwie jedna ulica pełna historycznych budynków – typowa turystyczna miejscowość w tej części USA.

Dolina

Z Mariposy do doliny Yosemite jest tylko godzina dość spokojnej drogi. Poprzednim razem mieliśmy inne doświadczenie – druga z dróg prowadzących do parku – ta z miejscowości Wawona jest znacznie bardziej kręta i stroma – dziesiątki serpentyn – a przez to ciekawsza.

Dolina Yosemite to podłużna, wąska zupełnie płaska przestrzeń z rzeką, jeziorkami i ścieżkami spacerowymi otoczona wyrastającymi pionowo z ziemi kilkusetmetrowej wysokości skałami, z których spływają liczne wodospady. Ciężko o drugie takie miejsce na całej planecie. Na dole to idealne miejsce do spacerów nawet z bardzo małym dzieckiem.

Jedni patrzą w górę i w dal, szukając spektakularnych widoków, inni tak samo cieszą się każdym napotkanym kamieniem, czy drzewem.

Na dole, pod wodospady Yosemite Falls nie da się podejść. To znaczy da się, ale będąc kilkadziesiąt metrów od niego natychmiast jest się przemoczonym do suchej nitki. Cały las wydaje się spływać wodą. Mówimy o wodospadach w liczbie mnogiej bo są to dwa piętra wodospadu o łącznej wysokości 739 m.

Punkty widokowe

Wreszcie udaje nam się zobaczyć najbardziej amerykański z amerykańskich widoków w pełnej krasie. To tak zwany Tunnel View. El Capitan – 900m pionowej ściany, w tle Half Dome, a z prawej wodospad Bridalveil Fall (skromne 189m)

yosemite

Ikoniczna skała Half Dome widziana z Washburn Point – punktu widokowego, na którym można spędzić długie godziny chodząc tam i z powrotem zmieniając perspektywę. To także idealne miejsce na piknik z dzieckiem.

dolina yosemite

El Capitan to wyjątkowa góra. Rzadko zdarza się by można było podejść po względnie płaskim terenie pod prawie kilometrowej wysokości ścianę skalną, móc jej dotknąć, popatrzeć w górę. Niektórzy nie zatrzymują się tutaj, idą dalej, do góry. To mekka wspinaczy.

To małe, żółte na środku to namiot. Ktoś postanowił przenocować w połowie drogi.

 

San Francisco i wieloryby

By | USA2019
Czy są w San Francisco wieloryby?

San Francisco odwiedziliśmy już w trakcie naszej poprzedniej podróży do USA. Wtedy dość dogłębnie skupiliśmy się na eksploracji miasta. Teraz naszym celem są głównie wieloryby. Jest to jednak miasto na tyle niezwykłe, że nie odmawiamy sobie zaparkowania pod wyjątkowym kątem – trzeba dodać, że jazdy po mieście i parkowania w takich warunkach nie ma co się obawiać, okazuje się to zupełnie bezproblemowe mając automatyczną skrzynię biegów.

Tenderloin

Nawet będąc tu kilka lat temu byliśmy świadomi wyzwań i problemów społecznych z jakimi boryka się miasto, jednak nie natknęliśmy się na ich przejawy w takiej skali jak obecnie. Zrobiliśmy to trochę świadomie – będąc w ścisłym centrum miasta, na Market Street, tam gdzie jeździ zabytkowy tramwaj, skręciliśmy w bok – jedna przecznica wystarczy. W koło pełno knajpek, wegańskie burgery, butiki. To wciąż absolutne centrum miasta, a na poboczach zaczęły pojawiać się namioty, dziesiątki namiotów, porozstawiany dobytek, śpiący ludzie. Dzielnica Tenderloin. Zobaczyć na chodniku w centrum miasta, w biały dzień, idąc na obiad, metr od siebie kogoś wstrzykującego sobie heroinę? To właśnie tutaj. Przybywając z Europy nie rozumiemy zbyt wiele z podejścia władz Kalifornii do problemów społecznych.

Zmieniając perspektywę… Tenderloin jest gdzieś tam, w środku jednego z najbardziej niesamowitych miast świata.

Dawniej świat wydawał się prostszy, wydawało się, że problemy społeczne można przenieść na wyspę i już po nich.

Czy są tu jakieś wieloryby?

W zatoce San Francisco może ponoć zobaczyć wieloryby. Staramy się za wszelką cenę je wypatrzeć. Jak również uwiecznić tę chwilę w postaci wykonanej telefonem panoramy.

Rejs mija, ale wielorybów brak. Rejs po zatoce jest miły ale wielorybów nie uświadczamy.

Humbaki wystarczą?

Zdecydowanie łatwiej o to płynąc w rejs z położonego nieco na południe Monterey (znanego skądinąd z popularnego serialu Little Big Lies)

O tej porze roku przybrzeżne wody odwiedzają Humbaki. Niestety to nie Walenie Błękitne, ale narzekać na zbyt małe wieloryby nie zamierzamy. Ogromne ssaki robią piorunujące wrażenie, wynurzają się z wody co kilka minut, są wszędzie dookoła.

san francisco wieloryby

Jak poznać, że za chwile wielkie cielsko wyłoni się z wody? Chwilę przedtem fale przeskakuje stado uchatek i płynących razem z nimi delfinów. Widząc taką pełną energii scenę można mieć pewność, że za kilka sekund zobaczymy ogromnego wieloryba tuż obok nas. Dlaczego? Wieloryby i ich proszące się o oczyszczenie ciała, przyciągają liczne ryby, na które są z kolei polują delfiny i uchatki.

Nocleg z widokiem…


Park narodowy Crater Lake

By | USA2019

Opuszczając park Yellowstone kierujemy się na zachód, ku wybrzeżu, by odwiedzić kolejny ze spektakularnych parków: Crater Lake i zobaczyć niesamowite jezioro w kraterze wulkanu. To mało znane miejsce, w porównaniu ze sławą Yellowstone, wydaje się, że nikt o nim nie wie. Od celu dzieli nas skromne 12 godzin jazdy i 1300 km – z Wyoming, przez całą szerokość rolniczego, słynącego z ziemniaków stanu Idaho, po pustkowia Oregonu. Widoki takie jak ten towarzyszą nam niemal cały czas. Jadąc przez tę część Stanów stale widzimy 180 stopni horyzontu.

Ameryka przydrożna

Kolejne mieściny dają możliwość odpoczynku od spokojnej, jednostajnej jazdy po długiej prostej. Chętnie do nich zaglądamy, uwielbiamy prowincjonalną Amerykę – im bardziej nie ma tam nic, tym lepiej. Podróż z dzieckiem daje dodatkową motywację do robienia przystanków. Szukając placów zabaw, czy publicznego terenu na piknik, często odnajdujemy miejsca, które ominęlibyśmy nie mając takiej potrzeby.

Prowincjonalna, przydrożna Ameryka często daje powody do dopowiadania nieopowiedzianych historii – ludzi i miejsc. Miejsca niby zwykłe, są jednak często pełne charakteru, naznaczone osobistymi akcentami. Jadąc autostradą przejeżdża się obok – za mało czasu by odwiedzić wszystkie mijane miasteczka.

Lubimy też obserwować te drobne różnice między Ameryką a Europą. Tu podróżuje się inaczej. I w wariancie wakacyjnym i tak jak tu, w wersji bardziej vanlife. Podróż z cały dobytkiem mamy we krwi, jednak to zupełnie inna skala i inny styl. Trochę różnią się tu także obyczaje.

Ukryte perły Idaho

USA to kraj o tyle niezwykły, że miejsc wartych uwagi jest zwyczajnie zbyt wiele (przekonaliśmy się o tym już w poprzedniej podróży po Ameryce). Nie da się ich wszystkich znać, słyszeć o nich, zapamiętać, ułożyć na liście: do odwiedzenia. Już tych najbardziej znanych i spektakularnych jest zbyt wiele na niejedną podróż – a co dopiero tych, którym nie udało się zostać atrakcjami światowej sławy i muszą się zadowolić lokalną sławą. Zupełnie przypadkiem – szukając miejsca na krótką przerwę w drodze i piknik z dzieckiem – trafiamy do miasta Twin Falls w Idaho. Nazwa jak nazwa, brzmi generycznie. Jadąc setki mil przez raczej płaski krajobraz i ciągnące się godzinami pola ziemniaczane trudno spodziewać się wiele. A jednak. Rzeka Snake tworzy tu niewidoczny z daleka, głęboki kanion, którego brzegi łączy niesamowity most Perrine Bridge – wysoki na skromne 150m (kajaki pokazują skalę!)

W drugą stronę widok jest nawet lepszy. Magic valley jest zaiste spektakularną krainą. To widok z parkingu supermarketu – codzienna miejscówka, do obejrzenia przy wkładaniu zakupów na pakę pickupa.

Twin Falls ma do zaoferowania więcej – nazwa zobowiązuje. Szukamy parku, jest zaraz za miastem. Przyjemny zielony teren pełen drzew. Jest weekend, miejscowi całymi rodzinami grillują przy pickupach. Tuż za parkiem jest wodospad. Idziemy zobaczyć. Nazywa się Shoshone Falls, ma 65m wysokości czyli o 14 więcej od Niagary.

Pierścień ognia

Ze wzgórza w mieście Boise, zupełnie przypadkowo wybranego na przystanek i nocleg rozciąga się widok na… wulkany. To już Oregon i pas ogromnych wulkanicznych szczytów. Mt. Hood (3 429m), Mount Jefferson (3199m) i tak dalej. Jest ich zbyt wiele. Każdy zasługuje na osobne zainteresowanie i eksplorację. Jak to w USA – wszystkiego za dużo, po drodze dziesiątki parków stanowych i narodowych monumentów, które omijamy z braku czasu. Chce się jechać dalej na północny-zachód w stronę wulkanów, ale mamy inny cel. Park Narodowy Jeziora Kraterowego.

Najbardziej śnieżne miejsce w USA?

Podróżując po tych okolicach w maju zdążyliśmy przywyknąć, że wiosna jest już w pełni. Oczywiście, w Yellowstone wciąż leżało trochę śniegu, no ale to góry. Przed wjazdem do Crater Lake, zaledwie kilkanaście kilometrów od jeziora wiosna wciąż idealna. Ale skądś dowiedzieliśmy się, że w parku lubi być zimno, że w maju może być tam trochę śniegu. Ubrani w letnie ciuchy nie dowierzaliśmy – Park Crater Lake to jedno z najbardziej śnieżnych miejsc w USA.

W trakcie jazdy do góry, po zboczu krateru wulkanu rzeczywiście widzimy, że trochę śniegu wciąż zalega.

Na górze (średnio 2200m) sytuacja zmienia się dramatycznie. Takie ilości śniegu widzimy pierwszy raz w życiu, nie tylko nasza dwuletnia córka, my również.

Dowiadujemy się, że część drogi wokół krateru, owszem, jest czynna. Mniej więcej 100m do pierwszego punktu widokowego. Dalej… odśnieżają. Zawsze trochę się z tym schodzi – zwykle do końca czerwca udaje się z tym uwinąć i droga robi się przejezdna. Jak zwykle wolimy być tu poza sezonem.

W tym czasie Crater Lake to właściwie park jednego widoku. Ale za to jakiego. Jezioro w kraterze wulkanu jest zbyt duże by dało się je objęć bez ultra szerokokątnego obiektywu.

Niektórzy poszukują widoków szerokich i spektakularnych, innych zaś fascynują rzeczy bliskie i dostępne na wyciągnięcie ręki.

Park Crater Lake zdecydowanie zasługuje na większą sławę. W sezonie można tu sporo pochodzić (żałujemy), obejść jezioro dookoła, popłynąć na mały stożek na tym jeziorze w kraterze wulkanu i wspiąć się na górujący nad taflą szczyt Mt. Scott (2723m). Może innym razem.


yellowstone park - gejzer

Yellowstone

By | USA2019

Yellowstone – park matka wszystkich parków narodowych 🙂 Pierwszy taki twór na świecie, którego powstanie dało początek idei tworzenia na całym świecie chronionych obszarów zwanych dziś parkami narodowymi.

Z suchego, pomarańczowego Utah przedostajemy się do stanu Idaho. Krajobraz zmienia się w preriowy, znacznie bardziej zielony, rolniczy. Rozległych przestrzeni z drogą po horyzont, jak wszędzie w tej części świata jednak nie brakuje.

Idaho, USA

Yellowstone – pogoda, czyli jak będzie zimno?

Jest maj ale tu, na granicy Idaho, Wyoming i Montany gdzie leży park Yellowstone wciąż leży i pada śnieg. Jest kilkanaście stopni, w nocy poniżej zera. Jadąc w to miejsce, pokonując ogromne odległości prostymi jak strzała drogami z Utah łatwo zapomnieć, że jedziemy cały czas pod górę.

Miasteczko leży na 2 tyś metrów nad poziomem morza, a sam park od 2.400m do 2.800 m. Tu zawsze jest chłodno, zwłaszcza w nocy. Do parku Yellowstone można dotrzeć również inną drogą, od południa, przez spektakularny, górski park narodowy Grand Teton – z powodu zimowego zamknięcia  południowej bramy Yellowstone z bólem serca omijamy te powalające góry. Tam wciąż jest zima w pełni.

Zresztą szybko dociera do nas, że początek maja jest niefortunnym czasem na wizytę w Yellowstone. Całe obszary parku są zamknięte, wszystko na wschód i południe od Jeziora Yellowstone jest niedostępne. Otwierają dopiero w drugiej połowie maja.

Bramą do parku Yellowstone jest dla nas turystyczne miasteczko West Yellowstone – całkiem przyjemne miejsce jak na twór powstały tylko dla turystów. Pełno tam starych, klimatycznych hoteli, moteli, lodge’ów i saloonów.

Trafiamy do świetnego miejsca noclegowego – Hibernation Station – drewnianych, klimatycznych domków. Miejsce jest perfekcyjnie ogrzewane, czyste, ładne – idealne. Jest atrakcją nie tylko dla nas – nasza córeczka czuje się tam również wyjątkowo.

West Yellowstone

Yellowstone – park w praktyce

Godzina drogi z miasteczka i jesteśmy w parku. Bilety obowiązują na 7 dni. Płatne jak zawsze w amerykańskich parkach za samochód – nie za osobę.

Praktyczna rada – jadąc w podróż objazdową po USA nie opłaca się kupować biletów do każdego parku osobno. Dla takich jak my przewidziano US Parks Pass – roczną kartę wstępu do wszystkich parków federalnych (czyli min. narodowych, ale nie stanowych ani miejskich oraz nie monumentów narodowych – to skomplikowany system) za 80$ – jest ważna dla całej rodziny, a właściwie dwóch, bo na karcie wpisuje się 2 właścicieli i mogą być to zupełnie niezwiązane ze sobą osoby.

Sam park jest wyjątkowym miejscem. Na pierwszy rzut oka wygląda jak … las w naszej części Europy. Są jakieś wzgórza, ale na pewno nie można powiedzieć, że to góry. Poza tym … jak u nas: drzewa iglaste, górskie rzeki itd. Nic nie wskazuje na to, że jesteśmy na wysokości 2400 m n.p.m. Początkowo nic nie wskazuje na to, że jesteśmy w środku krateru jednego z największych superwulkanów na świecie. Kaldera ma średnicę kilkudziesięciu km. Gdy (niewątpliwie) kiedyś wybuchnie, skutki będą globalne.

korki spowodowane przez bizony w parku Yellowstone

Korki w parku narodowym?

Słyszeliśmy, że mimo że do przejechania mamy w sumie może około 150 km – trzeba dać sobie przynajmniej 2-3 dni na zwiedzanie parku. Słyszeliśmy również, że jazda w parku jest zupełnie nieprzewidywalna, nie da się założyć czasów przejazdu. Dlaczego? Jak zwykle – przez korki. Nie tworzą się one jednak z nadmiaru aut (przynajmniej nie w maju). Korki powodują bizony, które beztrosko ułatwiają sobie drogę idąc często nie tylko w poprzek drogi ale całymi stadami ciągnąc wzdłuż nich.

Początkowo widzimy bizony z daleka. Ogromne stada, na gigantycznych przestrzeniach parku. Za chwilę jednak dzieje się to, przed czym nas ostrzegano i na co czekaliśmy – mamy je na wyciągnięcie ręki.

stada bizonów w Yellowstone

bizon na drodze w Yellowstone

bizony w Yellowstone

młody bizon w Yellowstone, USA

Wzgórza w oddali to właśnie krawędź kaldery wulkanu. My jesteśmy w jego środku. Z daleka widać już, ze to nie jest zwykły las, jaki znamy z Europy.

Odwiedzamy kolejne miejsca, gdzie krajobraz zmienia się drastycznie, a zwykły las ustępuje niebywałym formacjom zbudowanym wulkanicznych osadów, gorącym źródłom i dymiącym fumarolom (Mammoth Hot Springs)

W niektórych miejscach wyziewy siarki i innych pierwiastków zmieniają roślinność w fotogeniczny ale jednak las szkieletów.

Cała okolica paruje, buzuje i dymi.

rzeka Yellowstone

wulkan yellowstone

Odnajdujemy też słynne gejzery parku Yellowstone. Jest ich niezliczona liczba – od małych, średnicy najwyżej metra do ogromnych. Niektóre przez większość czasu lekko się gotują i z cykliczną najczęściej dokładnością wybuchają.

Najbardziej znanym z nich (choć nie największym) jest gejzer Old Faithful – stary wierny – co oddaje fakt, że można na niego liczyć – wiadomo, co do minuty kiedy wybuchnie. W związku z tym dookoła pobudowano wielkie trybuny. Stoi tam też stary, historyczny hotel z widokiem na gejzer.

wybuch gejzeru w Yellowstone

Jak poruszać się po parku?

W praktyce poruszanie się po parku to długie, trwające do godziny przejazdy samochodem, potem parking w jednym z „zagłębi atrakcji” i dalsza (zwykle długa z powodu ilości miejsc do odwiedzenia) eksploracja na piechotę. W tych najbardziej popularnych punktach zbudowane są drewniane pomosty, gdzie indziej są to łatwe, zawsze raczej płaskie ścieżki. Idealne miejsce na wizytę z małym dzieckiem.

Yellowstone z dzieckiem

siarka wulkaniczna

Najbardziej znane miejsce parku – Grand Prismatic Spring – czyli wielkie gorące źródła o kolorowych brzegach. Nie mieliśmy możliwości zobaczyć ich z góry, z wieży widokowej – ścieżka do niej, jak wiele innych miejsc w parku, jest na początku maja wciąż zamknięta i nieodśnieżona. Niektórzy z nas kochają gorące źródła miłością szczególną (często podążamy ich tropem) – tu jednak o kąpielach można tylko pomarzyć.

Grand Prismatic Spring w Yellowstone

bizon w parku Yellowstone

kolorowe źródła w parku Yellowstone

gorące źródła w parku Yellowstone

Wystarczy atrakcji? W takim razie jeszcze trochę…

Kiedy jesteśmy kontynencie amerykańskim i myślimy, że dane miejsce dało nam już dość wrażeń, spełniło pokładane w nim nadzieje i oczekiwania, bardzo często okazuje się, że to nie koniec i miejsce ma do zaoferowania jeszcze o wiele więcej. W parku Yellowstone jest tak samo. Stada bizonów? Jasne. Gorące źródła, gejzery? oczywiście. Ale z istnienia Wielkiego Kanionu Yellowstone kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy. A jest on iście epickich rozmiarów. Widok jest niebywały zarówno stojąc na jego krawędzi, jak kilkanaście km dalej, w punkcie widokowym na wodospad rzeki Yellowstone.

wielki kanion yellowstone

Brak skali i punktu odniesienia sprawia, że zdjęcia nie oddają charakteru tego miejsca.

wodospad yellowstone

Czy jest tu jakiś miś?

I znów to samo 🙁 kolejne niedostępne miejsce. Dlaczego? Tym razem nie z powodu śniegu. To okres budzenia się ze snu zimowego niedźwiedzi. Dajemy im spokój i odjeżdżamy. Ale właśnie… przecież Yellowstone to przede wszystkim niedźwiedzie grizzly!

Wypatrywaliśmy ich przez cały nasz pobyt. Zrezygnowani zarządziliśmy odwrót. W drodze do bram parku napotkaliśmy jednak znak. Zatrzymane samochody? Wiedz, że coś się dzieje. Trzy grizzly po drugiej stronie rzeki. A może niedźwiedzie brunatne?

grizzly w parku yellowstone

grizzly w parku yellowstone

Jak odróżnić niedźwiedzia brunatnego od grizzly? Wyraźny garb na szyi i bardziej „misiowy” okrągły kształt głowy oznaczają niedźwiedzia grizzly.

Copyright – https://www.alberta.ca/know-your-bears.aspx

bronco na route 66

Route 66

By | USA2019

Route 66 to ikona popkultury – zna ją każdy, lub przynajmniej każdemu się z czymś kojarzy. Legendarna trasa biegła kiedyś z Chicago do Los Angeles (potem Santa Monica) – teraz jest to droga widmo, droga której nie ma. Podupadła w latach 50-tych wraz z powstaniem sieci dróg międzystanowych. Oficjalnie zniknęła z listy dróg w 1985. Dziś istnieje już tylko w popkulturze, w naszych wyobrażeniach, o czym wciąż nie wiele osób wie. Tak bardzo silny jest jej mit. W rzeczywistości zostały tylko krótkie „historyczne” odcinki, taka droga-muzeum pod gołym niebem. Są to małe miasteczka, które zbudowały swój biznes turystyczny wokół legendy tej trasy przyciągając tłumy do sklepików, knajpek i stacji benzynowych w stylu retro. Wycieczka po Route 66 to nieodzowny element wizyty w Kalifornii.

Droga widmo

To turystyczne, odrestaurowane oblicze drogi 66 widzieliśmy już w trakcie naszej poprzedniej podróży w tych rejonach. Mimo podróży z dziećmi lubimy jednak zobaczyć miejsca mniej kolorowe, czyste i idealne – perfekcyjnie sztuczne. Tym razem poszukujemy porzuconej drogi 66, zapomnianej, zniszczonej. Takich miejsc jest dziesiątki, choć nie da się na nie trafić jadąc międzystanową autostradą (tu akurat nr 40). Trzeba z niej zjechać, co kosztuje trochę czasu.

route 66

Część miejsc wciąż działa, choć znajdując się z dala od uczęszczanego szlaku podupadły.

route 66

Bagdad Cafe

Odnajdujemy legendarny zajazd Bagdad Cafe, miejsce podobnie jak sama droga istniejące bardziej w kulturze i wyobraźni niż w rzeczywistości. Będąc sceną wydarzeń sztuki teatralnej, filmu, serialu, nazwa „Bagdad Cafe” zaczęła żyć własnym życiem jako synonim miejsca w środku niczego, gdzie spotkać można niezwykłe postaci. W rzeczywistości jest to – jak można się spodziewać – dość przygnębiająca pułapka na turystów. Knajpka jakich wiele, żyjąca swoją międzynarodową sławą, wypełniona dziesiątkami zdjęć, autografów znanych gości i przeróżnymi dziwnymi przedmiotami. Można zjeść kiepski obiad, napić się tego i owego.

Będąc tu z małym dzieckiem zwracamy na siebie uwagę – Hanię miejscowi wszędzie zaczepiają częściej niż nas – jest katalizatorem wielu rozmów 🙂 Wdajemy się w dialog z 70-letnią kobietą, jedną z takich postaci jakie spodziewalibyśmy się spotkać w popkulturowej, modelowej wersji miejsca na środku niczego. Rozmowa o współczesnej Ameryce, o upadku, o tym co kiedyś było wielkie, a dziś jest zaledwie takie sobie. Nie przepadamy za typowymi pułapkami na turystów, uciekamy od nich, nie kupujemy koszulek, kubków ani magnesów z logo. Dzięki tej rozmowie było tu jednak odrobinę bardziej prawdziwie.

stara szafa grająca

 

Kończąc naszą krótką wycieczkę po Route 66 trafiamy na miejsca, gdzie pustynia Mojave to nie tylko skały i pył, ale i prawdziwe piaszczyste wydmy. Piasek wszędzie traktuje drogi w ten sam sposób. Podobnie zniszczone i zawiane (choć na znacznie większą skalę) drogi mieliśmy okazję przejechać w Egipcie, na Pustyni Zachodniej.


Park Narodowy Arches / Utah, USA

Park narodowy Arches

By | USA2019

Do Parku Narodowego Arches docieramy od południowego-wschodu, z Nevady. Stan Utah, w którym znajduje się park jest z pewnością jednym z najbardziej napakowanych spektakularnymi widokami miejsc na Ziemi. Z powodu braku czasu z bólem serca mijamy kolejne niezwykłe miejsca: Grand Staircase-Escalante, Capitol Reef, Canyonlands, czy w końcu Zion – to tylko te najbardziej znane i spektakularne parki narodowe Utah.

Utah przydrożne

Ale w Utah widoki zapierające dech w piersiach są na każdym kroku. Polecamy w tych rejonach podróż niezwykle widokową autostradą nr 70. Zatrzymujemy się na kolejnych przydrożnych parkingach nie wierząc, że to zwykłe miejsca na odpoczynek z toaletą i ławeczkami, a nie główne atrakcje jakiegoś słynnego parku.

San Rafael Swell, niezwykła formacja geologiczna, którą przecina spektakularna, widokowa autostrada Interstate 70. Będącym w tych okolicach polecamy obejrzeć jej przebieg dokładnie na Google Maps, zaznaczyć wszystkie punkty widokowe i zatrzymać się w każdym z nich. Oczywiście nie wszystkie są dostępne z naszej strony drogi (to jednak autostrada)

Arches – jak to wygląda w praktyce?

Miejscem wypadowym do Parku Narodowego Arches jest najczęściej miasteczko Moab. Turystyczny hub obsługujący pobliskie liczne parki narodowe stanu Utah, nie tylko Arches. To jednak wciąż małe miasteczko o górskim charakterze pełne ludzi chodzących po górach i uprawiających inne aktywności.

Sam Park Narodowy Arches słynie z wielkich łuków skalnych – to je przyjechaliśmy obejrzeć. W Polsce dość mało znany, tu jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych.

Wyjątkowo dla amerykańskich parków, po Parku Narodowym Arches w końcu mniej poruszamy się samochodem. Parkujemy na centralnym, gigantycznym parkingu i dalej wyłącznie spacerujemy. Samochodem przemieścimy się w inne rejony parku. Najpierw jednak odwiedzamy ikoniczne miejscówki jak np. rozległy kanion z przypominającymi nowojorskie wieżowce skałami : Park Avenue.

Między kolejnymi największymi łukami jest 15 min – pół godziny piechotą. Główne ścieżki są szerokie i względnie płaskie. Poruszanie się z wózkiem dziecięcym nie stanowi problemu.

Double Arch jest absolutnie gigantyczny.

North Window – wielka skała z dziurą, wokół której i przez którą prowadzą przyjemne ścieżki – wszystkie idealne do spacerów z dzieckiem.

 

Skała zwana Balanced Rock – między kolejnymi formacjami skalnymi prowadzi bardzo widokowa droga, przy której co chwilę można się zatrzymać, pochodzić.

Widziany z daleka najbardziej chyba znany Delicate Arch – stan Utah umieścił jego wizerunek na swoich tablicach rejestracyjnych. Nie jest tak łatwo dostępny jak inne łuki. Amerykańskie parki słyną z dostępności głównych atrakcji. Tu jednak niespodzianka 😉 Oficjalna strona Parków ostrzega – you must get out of the car to view it – musisz wyjść z samochodu, by go zobaczyć. Szok. 91 metrów ścieżki. Podejmujemy wyzwanie. Aby podejść blisko, trzeba iść prawie 5 km. Niepojęte.

Landscape Arch do którego (o zgrozo dla Amerykanów) trzeba iść. Całe 40 min. Dlatego łatwo mieć tę okolicę dla siebie 🙂

Jak już wspominaliśmy Park Narodowy Arches jest idealnym miejscem na spacery z dzieckiem, nawet małym – dwuletnim. Korzystamy też z wózka, bez problemu dostając się nim w większość miejsc (choć niektóre ścieżki zbudowane są w formie skalnych schodów). I jak w każdym parku w USA – chcesz sobie pochodzić od tak – nie ma problemu, chcesz wyruszyć na długi i trudny szlak, na wiele godzin czy dni – również nie ma problemu.

Salt Lake City

Ruszamy na północ w stronę Yellowstone zatrzymując się w stolicy Utah i jednocześnie stolicy Mormonów. Oglądamy centrum miasta z niesamowitym budynkiem Świątyni czując się odrobinę jak innym świecie mijani przez niezwykle konserwatywnie, staroświecko ubranych ludzi.

mormoni

W drodze na północ zatrzymujemy się w wielu małych, klimatycznych miastach jak Pocatello. Wiele z nich ma ciekawe historyczne centrum.


death valley pogoda

Dolina śmierci

By | USA2019

Dolina Śmierci (Death Valley National Park) to kolejny park narodowy w USA, którego nazwa jest prosta, chwytliwa i rozbudza wyobraźnię – jakież to amerykańskie. I co również charakterystyczne dla USA, to nie tylko chwyt marketingowy mający podnieść atrakcyjność miejsca. W każdym z tego typu miejsc, których nazwy obiecują wiele, przekonujemy się, że obietnica znajduje pełne pokrycie w rzeczywistości. Jeśli chodzi o przyrodę i krajobraz USA, rzeczywistość niejednokrotnie znacznie przewyższa oczekiwania. Również Dolina Śmierci, mimo wcześniejszego sceptycyzmu z jakim ominęliśmy ją w trakcie poprzedniej wizyty w okolicy Las vegas, okazała się miejscem robiącym kolosalne wrażenie. Mimo, że pogoda w Death Valley należy do najbardziej skrajnych na świecie – jest to wciąż świetne miejsce na wizytę z małym dzieckiem

Death Valley – jak to wygląda w praktyce?

Dolina Śmierci leży niedaleko (2,5 godziny drogi) od Las Vegas i to właśnie miasto jest najczęściej bazą wypadową do najgorętszego miejsca w USA. Za „miejscowością”, a raczej punktem na mapie o nazwie Death Valley Junction zaczyna się prawdziwe pustkowie, w dodatku o ponurej nazwie Funeral Mountains Wilderness Area (Góry Pogrzebowe).

Dolina jest w rzeczywistości depresją ( do 86m pod poziomem morza) otoczoną całkiem wysokimi górami Panamint ( Telescope Peak 3368 m n.p.m.), ma ponad 200 km długości i 25 km szerokości. Ponieważ jest obszarem bezodpływowym, na jej środku znajduje się olbrzymie solnisko, wyschnięte słone jezioro, a właściwie ciągnące się po horyzont pole brył soli i pokrytego solą, pozornie suchego grząskiego błota. Dookoła solniska teren wznosi się, i znajdują się tam przeróżne ciekawe (pod względem kształtu, kolorów) formacje skalne, kaniony, punkty widokowe.

Death valley słynie z ekstremalnej pogody. Amerykanie lubią wierzyć, że u siebie w kraju mają przeróżne rzeczy, które są „naj”, wierzą więc, że Dolina Śmierci jest najgorętszym miejscem na Ziemi. Jest to oczywiście nieprawda, jednak faktycznie pogoda bywa tu mało sprzyjająca życiu. Początek maja, kiedy odwiedzamy dolinę, jest idealnym momentem w ciągu roku. Nie jest specjalnie gorąco, temperatura dochodzi do 27-28 stopni w południe. Bez problemu poruszamy się po szlakach z dwuletnią córką. Oczywiście w lecie bywa tu znacznie, znacznie bardziej gorąco. Nam wystarczyło 47 stopni na tamie Hoovera w lecie, cztery lata wcześniej.

Dolina obfituje w pobudzające wyobraźnię nazwy. Można by nazwać to miejsce „polem błota pokrytego solą” ale czyż nie lepiej brzmi  Badwater i Devil’s Golf Course – Diabelskie Pole Golfowe? Nazwa pochodzi z wydanego przez National Park Service w 1934 roku przewodnika, w którym napisano o tym miejscu, że „Tylko diabeł może grać w golfa na tej powierzchni”. Jak to w Ameryce – dostępność atrakcji jest najważniejsza – a więc na sam środek solniska możemy wjechać utwardzoną, szeroką solną drogą. Natomiast to, co w koło, co pozornie wygląda na wyschniętą solną skorupę, jest w wielu miejscach grząskim błotem.

Czy można polizać Dolinę Śmierci? Trzeba sprawdzić jak smakuje.

Po dolinie poruszamy się oczywiście samochodem, ale jak zawsze w amerykańskich parkach – także tu oprócz punktów widokowych (parkingów), mamy do dyspozycji liczne szlaki piesze. Od krótkich, po wielogodzinne.

Zabriskie Point to kolejna nazwa-ikona popkultury. Miejsce to inspirowało i zachwycało wielu. Filozof Michel Foucault powiedział, że podróż tu, to największe doświadczeniem w życiu (jest spektakularnie ale … serio?) Najbardziej znane miejsce w Dolinie Śmierci jest jednym z punktów widokowych z wygodnym parkingiem (idealnie by przespacerować się z małym dzieckiem) Mamy stąd ikoniczny widok na niesamowite formacje skalne i solnisko Badwater za nimi, a w tle trzytysięczniki. Punkt znajduje się na 251 m nad poziomem morza, a kolejny Dante’s View na 1699m – łatwo więc zrozumieć jak mocno zróżnicowany jest ten teren i jakie ekstremalne różnice w wysokości i co za tym idzie pogodzie oferuje Death Valley.

Las Vegas z małym dzieckiem?

A jeśli chodzi o samo Las Vegas to podczas poprzedniej wizyty wydało nam się bardzo ciekawe – z całą tą sztucznością, pretensjonalnością, złym gustem i przesadą ale jednocześnie z egalitarnym charakterem. Vegas jest dla każdego, dla bogatych ale i dla zwykłych ludzi, schlebia najniższym gustom i instynktom, zachęca do luzowania norm i zasad, co amerykanie chętnie robią. To takie kolonie dla dorosłych, panuje tu atmosfera tylnego siedzenia w autobusie na szkolnej wycieczce.

Tym razem patrzyliśmy nieco z innej perspektywy – mamy ze sobą dwuletnie dziecko. Nawet mieszkając w hotelu-kasynie pomijamy dolne piętra, gdzie wiecznie jest półmrok, zapach papierosów i chaos i gdzie nasza córka zapewne czułaby się wspaniale fascynując się mrugającymi światełkami setek kolorowych automatów do gier.  Szukamy innych atrakcji. Neony są jedną z nich. do Muzeum Neonów nie udaje nam się dostać już po raz drugi – jakoś chyba nie jest nam pisane. Wystarczy jednak wyjść wieczorem na miasto. Oprócz neonów, cały ten ruchliwy, kolorowy zgiełk to jak jeden wielki plac zabaw. Fontanna przed hotelem Bellagio też robi na Hani spore wrażenie. Odkrywamy również dzienne, spokojniejsze i bardziej rodzinne oblicze Vegas 🙂

Hania długo jeszcze będzie wspominać, jak to była w Las Vegas, co w ustach dwulatki brzmi całkiem zabawnie.

Joshua Tree

By | USA2019

Park Narodowy Joshua Tree nie należy do najbardziej znanych i odwiedzanych parków zachodniego wybrzeża USA, jednak wybraliśmy go z kilku powodów. Szukaliśmy miejsca łatwo dostępnego z dziećmi, w tym z niemowlakiem, wózkiem, nosidłem itd. Chcieliśmy odwiedzić miejsce pustynne (park leży na styku pustyni Mojave i Colorado), względnie odosobnione, mało zatłoczone. Chcieliśmy zobaczyć również te słynne, charakterystyczne drzewa. Nazwa też jest intrygująca, bardzo amerykańska. Z biblijnym odniesieniem i ewidentnie marketingowym zacięciem. Jak w przypadku wielu tego typu nazw parków ma pobudzać wyobraźnię (inne takie? np. Craters of The Moon, Devils Tower, Dry Tortugas czy najbardziej znany Zion)

Gdzie to jest?

Park Narodowy Joshua Tree leży w Kalifornii – w pustynnej części tego stanu (pustynia Mojave), w połowie drogi między Los Angeles, a Las Vegas. Bramą do parku jest położona w środku pustyni miejscowość o intrygującej nazwie Twentynine Palms (choć również pustynny kurort Palm Springs). Kiedyś byli tu poszukiwacze złota, dziś największa baza marines na świecie. Zaraz za miasteczkiem są już tylko skały. Aby dotrzeć do parku należy wjechać okolo 1000 metrów wyżej (do 1600m n.p.m.) kilkudziesięciokilometrową, prostą drogą przez surowe, absolutne pustkowie.

Co to za drzewo?

Słynne drzewo jozuego – Joshua Tree – to tak na prawdę Juka (Yucca brevifolia).  Właściwie to rosną wszędzie w koło, nie tylko w parku narodowym, również wzdłuż autostrady. Tu jednak są ich ogromne gaje i na prawdę duże egzemplarze. To pustynna roślina jednak młode drzewa potrzebują zdecydowanie więcej wody – stąd w wyniku ocieplenia klimatu jest ich niezwykle mało. Szacuje się, że do końca stulecia zniknie 90% z nich. Miejmy nadzieję, że tak nie będzie i park narodowy Joshua Tree wciąż będzie miał od czego czerpać swoją nazwę.

Nie tylko drzewa

Park narodowy Joshua Tree to nie tylko charakterystyczne Juki. To również niesamowite formacje skalne – zawsze mocno zaokrąglone głazy wszelkich kształtów, niektóre ułożone na sobie w wydawałoby się niemożliwy do osiągnięcia dla natury sposób.

Jak w każdym parku także tu, niektóre formacje i miejsca mają swoje nazwy i automatycznie stają się atrakcją wymienianą we wszystkich materiałach promocyjnych i cieszącą się ogromnym wzięciem fotograficznym jak ten jałowiec i towarzyszący mu głaz 🙂 Zaiste fotogeniczna para.

Joshua Tree z dziećmi

Zwiedzanie parku to jak zwykle w USA : sporo podróży samochodem, od jednego do drugiego punktu gdzie zobaczyć można ciekawe formacje skalne lub pochodzić szlakami. I tak jak zawsze w amerykańskich parkach: są przynajmniej trzy poziomy dostępności: po pierwsze atrakcje dostępne na wyciągnięcie ręki, wystarczy zjechać na parking/pobocze – można nie wychodzić z auta :), po drugie są łatwe i krótkie ścieżki / szlaki, dostępne dla dzieci i wózków – od kilku minut do powiedzmy godziny, po trzecie dla chcących doświadczyć parku bardziej są długie i trudno dostępne szlaki, na wiele godzin ale i dni w drodze, beż żadnej infrastruktury, w kompletnej głuszy. To niesamowita cecha parków narodowych w USA. W Joshua Tree bez problemu poruszamy się z wózkiem. W parku są też kampingi, można spędzić noc. Żałujemy, że tego nie zrobiliśmy – ilość gwiazd jaką można by tu zobaczyć musi być imponująca.


molo w New Port

Los Angeles

By | USA2019

Los Angeles odwiedziliśmy w trakcie naszej poprzedniej podróży do USA, cztery lata wcześniej. Teraz jest dla nas po prostu punktem startowym. Nie pokochaliśmy tego miasta i kolejna w nim wizyta nie zmieniła tego postrzegania. Ponownie lądujemy również w Hollywood, którego główna ulica Hollywood Blvd z wmurowanymi w chodnik gwiazdami na cześć wielkich postaci filmu ponownie wydaje nam się groteskową i chaotyczną pułapką na turystów, zaskakująco pozbawioną uroku jak na miejsce tak legendarne. Pod Mc Donaldem, na gwieździe Malylin Monroe wciąz stacjonują proszący o datki bezdomni, a w koło wiatr przesuwa śmieci. Tym razem odwiedzamy tu jedynie ciekawe The Hollywood Museum z rekwizytami ze znanych produkcji. Cieszymy również oko interesującą art-decową architekturą.

art deco los angeles

Ponownie odwiedzamy również legendarny Bulwar Zachodzącego słońca – wciąż wypełniony bazarowymi straganami z badziewiem najgorszego sortu. Tu ale i wszędzie indziej obserwujemy stale rosnące nowe oblicze Stanów – oblicze ludzi żyjących w drodze, kiedyś powiedzielibyśmy – bezdomnych. Vanlife to nie zawsze perfekcyjne, zbalansowane życie do pokazywania na Instagramie. Tu nie zawsze jest tak kolorowo, często wygląda to gorzej niż w historii znanej z Nomadlife.

ludzie mieszkający w kamerach

Zaraz potem przeskakujemy do innego świata. Carrol Avenue i szerzej Angelino Heights to okolica pełna starych wiktoriańskich rezydencji, w większości świetnie utrzymanych, zadbanych. To jedno z pierwszych suburbii Los Angeles, które wyrosło poza ścisłym centrum (Downtown).

wiktoriański dom Los Angeles

wiktoriański dom Los Angeles

wiktoriański dom Los Angeles

W Los Angeles miejsc do plażowania nie brakuje, plaże są ogromne i ciągną się kilometrami. Szukamy czegoś specjalnego, mniej oczywistego. W trakcie podmiejskich eksploracji trafiamy do Newport Beach – kurortu w starym stylu, z ogromnym historycznym molo. Okolice półwyspu Balboa słyną z ogromnych fal, obserwujemy je z molo i z miejsca zwanego The Wedge na końcu półwyspu.

molo w New Port

zachód słońca kalifornia