Dziś odwiedzamy…
Przyjeżdża się tu, by oglądać największe drzewa na świecie: sekwoje 😉
Po drodze trafiamy na takie znaki…
Nim zaczniemy zwiedzać park, cały prowiant, jaki mamy ze sobą, musimy zamknąć w takich oto antyniedźwiedziowych schowkach, które znajdują się przy parkingach. Podobno zwabione zapachem, potrafią wybić szybę w aucie i rozszarpać wszystko, co znajdą wewnątrz, by zdobyć jedzenie.
Największy z największych – General Sherman 🙂
Odwzorowanie przekroju jego pnia robi wrażenie…
Obowiązkowa pamiątka z parku 😉 Niestety generała nie da się objąć kadrem.
Kora sekwoi jest niemal futrzasta – aż chce się człowiek do nich przytulać 🙂
Sekwoje to drzewa waleczne i niewzruszone. Liczne kalifornijskie pożary mogą osmalić pień, przypalić podstawę, ale one i tak przetrwają.
Jedynie szersze ślady między słojami, swoiste blizny, świadczą o tym, ile dane drzewo przeszło pożarów.
Tu…
i tu Natalia robi za skalę 🙂
W parku czeka także wiele pięknych szlaków, jak ten przez łąki.
Kolejny przystanek na naszej trasie to Park Narodowy Yosemite. Żeby do niego dotrzeć trzeba pokonać trochę serpentyn…
Odwiedza się go, by podziwiać ten widok. A raczej ten 🙂 Nasze zdjęcia wyglądają tak z powodu zadymienia generowanego przez pożary, które szaleją w Kalifornii.
Najsłynniejsza skała w parku – El Capitan – pionowe ściany o ponad kilometrowej wysokości.
Choć Yosemite to jeden z najpopularniejszych parków narodowych w USA, bez problemu udaje nam się znaleźć mniej oblegane miejsca na szlakach.