Ruszamy w dalszą trasę, na głębokie południe USA. W trakcie obserwujemy, jak wyposażeni na wakacje podróżują Amerykanie. Częstym widokiem na drodze są kampery wielkości autobusu, które ciągną za sobą osobówkę lub Jeep’a + dodatkowy sprzęt: rowery, quady lub łodzie.
Przy drogach można trafić na różne ekscentryczne konstrukcje, pomniki itd. Tu na przykład – „UFO welcome center” 🙂
Przed kościołami często znajdują się tablice z przesłaniem dla wiernych i przyjezdnych.
Ameryka przydrożna…
Nurtowało nas dlaczego zakłady fryzjerskie zawsze oznaczone są w ten specyficzny sposób. Z pomocą przyszedł Internet, a rzecz okazała się o wiele bardziej dziwaczna i zaskakująca, niż można było się spodziewać. Znak ten zwany „barber’s pole” ma swoje korzenie w średniowieczu, a jego symbolika odnosi się do tego, czym wówczas również zajmowali się fryzjerzy: byli ówczesnymi chirurgami.
Dokładne wyjaśnienie znajdziecie tutaj.
Jeden z najdziwniejszych „parkomatów” jaki widzieliśmy. Zwinięte banknoty wpycha się za pomoca specjalnego kluczyka, do skrytki przypisanej do zajmowanego miejsca. Nie dostajesz żadnego pokwitowania, a wszystko opiera się na zaufaniu społecznym.
Charleston w Karolinie Południowej był kolejnym punketm na naszej trasie. To miasto o subtropikalnym klimacie, słynące z pięknych, eleganckich willi. Należały one niegdyś do najbogatszych ludzi w Stanach, plantatorów bawełny.
Z Karoliny Południowej przenosimy sie do Georgii.
Po drodze podziwiamy słynne amerykańskie ciężarówki. Jak wszystkie samochody w USA – wypucowane i lśniące.
Zajeżdżamy na małe stacje benzynowe, gdzie miejscowi zawsze nas witają i zachęcają do odwiedzenia lokalnych atrakcji. Tankujemy też oczywiście w sieciówkach, ale odwiedzenie takiej, jak ta poniżej to zawsze przygoda 🙂
Kuchnia też robi się coraz bardziej południowa. Tacos i guacamole wchodzą co naszego codziennego jadłospisu 🙂
Wizyty w amerykańskich sklepach i wielkość opakowań nie przestają nas zaskakiwać. Tu herbatka o pojemności 1 galona, czyli 3,8 litra!
Docieramy do Savannah. To miasto o archiekturze podobnej do Charleston, ale nam wydało się o wiele bardziej przyjazne i przytulne.
Przede wszystkim chcieliśmy jednak zobaczyć słynne i bardzo piękne drzewa porośnięte mossem.
Park miejski był bardzo „żywy” i oprócz romantycznych okoliczności przyrody można było oglądać zmagania „małej ligi” futbolu amerykańskiego.
Rzeka Savannah była w przeszłości ważną drogą handlową. Poniżej budynek giełdy, na której handlowano uprawianą w okolicy bawełną.
Tory pozwalające dowieźć towary bezpośrednio do portu.
Savannah wieczorową porą – werandy często rozświetlają latarnie gazowe.
Świat bliżej poznał Georgię dzięki powieści „Przeminęło z wiatrem” i jej ekranizacji. W okolicy znajduje się kilka małych muzeów im poświęconych. W muzeum „Road to Tara” w Jonesboro, gdzie znajdował się pierwowzór rodzinnej plantacji O’Harów, można zobaczyć m. in. repliki kosiumów filmowych. Pamiętacie tę suknię uszytą z zasłon?
W Atlancie z kolei można zwiedzić dom Margaret Mitchell, autorki „Przeminęło z wiatrem”. Wiedzieliście, że początkowo chciała główną bohaterkę nazwać Pansy O’Hara?
Sama Atlanta wydała nam się „typowym, amerykanskim dużym miastem, jakie sobie wyobrażaliśmy”. Centrum to kilka wieżowców, w tym mieszczące siedzibę Coca Coli czy CNN, wielopiętrowe parkingi i szerokie, dostępne dla pieszych ulice. Reszta to plątanina betonowych estakad i domki na przedmieściach.
W Altancie urodził się i został pochowany Martin Luther King, Jr. Poniżej dom, w którym się wychował.
I pomnik, ku jego pamięci.