Pierwsze chwile w San Francisco. Wysiadamy z metra w centrum miasta. I od razu wita nas najbardziej klasyczny widok: strome ulice i tradycyjne tramwaje linowe.
Dlaczego linowe? Bo poruszają się dzięki ukrytej w asfalcie stalowej linie.
Wagony są otwarte – nie ma drzwi, więc trzeba się mocno trzymać 😉
Wielkie trzęsienie ziemi w 1906 roku zniszczyło sieć tramwajową i zahamowało dalszy rozwój tej technologii. Od tamtej pory miasto rozwija sieć tramwajów elektrycznych.
Kąty nachylenia jezdni są niewiarygodne…
Parkowanie też wygląda ciekawie 🙂
Wzgórza sprawiają, że z niemal każdej uliczki jest niesamowity widok.
Słynna serpentyna na Lombard Street. Zaprojektowanie 8 ostrych zakrętów na odcinku 400 metrów wymusił kąt nachylenia wynoszący 27%.
Port nad Zatoką San Francisco.
Zimny Prąd Kalifornijski sprawia, że dobrze się tu czują… lwy morskie.
Jeden z typowych amerykańskich zestawów śniadaniowych w wege wydaniu: czarna fasola, smażone ziemniaki, guacamole ze śmietaną, chleb kukurydziany i… tofucznica 🙂
Po odwiedzeniu kilku amerykańskich metropolii, San Francisco zaskoczyło nas przytulną atmosferą i niską, bardzo kolorową zabudową.
Słynne „Painted Ladies” – kolorowe, wiktoriańskie domy w pobliżu Alamo Square…
…i w dzielnicy Haight-Ashbury, która w latach 60. XX wieku była centrum ruchu hippisowskiego w Stanach Zjednoczonych.
Mission to okolica z przewagą meksykańskich i latynoamerykańskich emigrantów. To też obecnie jedno z najbardziej kreatywnych miejsc w mieście. Ręcznie malowane szyldy, ekscentryczne wystawy sklepowe i street art sprawiają, że po tutejszych uliczkach można się włóczyć godzinami…
Postępująca gentryfikacja centrum San Francisco, w którym za coraz bardziej kosmiczne ceny, nieruchomości kupują świetnie zarabiający pracownicy pobliskiej Doliny Krzemowej, budzi protesty dotychczasowych mieszkańców.
Z wielu punktów miasta widoczne jest Alcatraz. Słynne więzienie o zaostrzonym rygorze, działało na wyspie w latach 1934-63. Dziś jest atrakcją turystyczną.
I wreszcie… 🙂
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego symbol San Francisco nazywa się GOLDEN Gate, skoro jest czerwony?? Nazwa wzięła się od cieśniny, nad która jest rozpięty, a która była bramą do Kalifornii podczas Gorączki Złota 🙂
W taaakim miejscu, rzecz jasna, nie mogliśmy nie zrobić selfie dnia 😉
To miejsce, do którego musimy jeszcze wrócić 🙂