Category

Polska-RPA

Kair

By | Egipt | 2 komentarze

Kair, 20 milionowe, największe miasto świata arabskiego. Robi wrażenie rozmachem, rozczarowuje zaniedbaniem, pobudza wyobraźnię śladami dawnej świetności. Wiele hoteli znajduje się w pochodzących z początku XX wieku kamienicach.

Nieużywana klatka schodowa naszego hotelu wygląda znacznie gorzej niż jego fasada 😉

Kair wciąż żyje wydarzeniami z początku roku 2011. Egipcjanie zainspirowani sukcesem protestów tunezyjskich ruszyli z własnymi, skierowanymi przeciwko rządowi i prezydentowi Mubarakowi.

Zainaugurował je ?Dzień Gniewu?, zorganizowany 25 stycznia w Święto Policji. 1 lutego przez miasto przeszedł ?Marsz Miliona?.

W starciach ginie prawie tysiąc osób. Ofiary jednak nie idą na marne: 11 lutego Hosni Mubarak ustępuje ze stanowiska.

Midan Tahrir (Plac Wolności), na którym odbywały się protesty to ważny węzeł komunikacyjny ? znajduje się tu stacja metra, duże rondo, busy i taksówki zgarniają pasażerów. Szybko wrócił do swojego normalnego rytmu, choć i nam zdarzyło trafić na demonstrację przeciwko opieszałości wprowadzanych reform. Liczni sprzedawcy oferują pamiątkowe t-shirty.

Rewolucja w Egipcie nie przebiegałaby tak szybko i w tak masowy i zorganizowany sposób, gdyby nie Internet i komunikowanie się ludzi za pomocą mediów społecznościowych. Władze szybko zrozumiały ich siłę i zablokowały dostęp do Facebooka, Twittera, Al-Jazeery oraz sieci komórkowych.

Jak widać, Facebook doczekał się tu wielu fanów 😉

Poza demonstracjami życie 20 milionów Kairczyków płynie swoim nurtem. Religia i obyczajowość muzułmańska są widoczne na każdym kroku.

Kącik modlitewny znajdzie się nawet w metrze.

Pomyślano też o osobnych wagonach dla Pań.

Wierni kościoła koptyjskiego są w zdecydowaną mniejszością. Ich dzielnica to ciekawe zabytki, ale też wysoki mur i uzbrojeni strażnicy z uwagi na zdarzające się akty agresji wobec koptów.

Cmentarz koptyjski:

Koptowie pełnią jednak w Kairze trudną do przecenienia rolę: recyclerów. Zajmują się nie tylko wywózką i utylizacją śmieci, ale także pieczołowitym ich sortowaniem. Większą część odpadów przetwarzają lub wykorzystują ponownie, są więc o wiele bardziej eco-trendy-friendly niż zblazowani europejczycy 😉

Podróżowanie autem odbiera nam możliwość zapoznania się ze standardami miejscowej kolei. Włócząc się po mieście zaglądamy jednak na Dworzec Ramzesa ? Centralny to to nie jest 😉

Hala Główna 😉

Miasto rozpościera się na brzegach Nilu.

Znajduje się tu ?Nilometer?, historyczna konstrukcja pozwalająca mierzyć i szacować poziom Nilu, który przekładał się na plony i podatki 😉


Ras Mohammed

By | Egipt | 6 komentarzy

Kolejny egipski przystanek: park narodowy Ras Mohammed. Skały skałami, morze morzem, ale co tu ochraniać? Cała zabawa zaczyna się… pod wodą. Ten sam czubek półwyspu Synaj, otaczają słynne rafy koralowe Morza Czerwonego. Raj dla nurków.

My snoorkujemy, czyli pływamy z fajką. Nie mamy aparatu do zdjęć pod wodą, więc z tego reportażu nie będzie, zobaczcie jednak, jak za parę dolarów można kempować na wybranej plaży, którą ma się tylko dla siebie 🙂

Nasz obóz:

2 osobowa zatoczka 😉

Skrupulatnie doklejamy kropeczki do mapy. Wiele rozmów z przypadkowo spotkanymi ludźmi zaczyna się właśnie od pytania o nią 🙂


Aqaba – Nuweiba

By | Jordania | One Comment

Droga do granicy jordańsko-egispkiej prowadzi przez rejony mocno już pustynne. Wiatr unosi piaski, poboczem od czasu do czasu szwędają się wielbłądy, o czym informują nawet oficjalne znaki.

Aqaba,przygraniczne miasto po stronie jordańskiej. Prom, który przeprawi nas do Egiptu odpływa późnym wieczorem. Mamy czas, żeby poobserwować piątkowe (dla muzułmanów świąteczne) popołudnie na lokalnej plaży.

Wjeżdżamy w paszczę… rekina 🙂 Dwie godziny później wysiadamy w Nuweibie, już po egipskiej stronie Zatoki Aqabańskiej.

Przypływamy ok. 1, ale wieczór dopiero się dla nas zaczyna. Granica Syryjska, to przy tej, krótka i niewinna wymiana uprzejmości. Tu trafiamy na 3 godzinną, czystą biurokratyczną orgię. Natychmiast zgłasza się zawodowy pomocnik, który za odpowiednią opłatą prowadzi nas od okienka do okienka, od biurka do biurka, zbiera kolejne podpisy, pieczątki i kwity. Samochodowi zostaje założona specjalna, gruba teka, która spocznie na wieki w zdezelowanych granicznych biurach. My zdobywamy egipskie prawo jazdy, tablice rejestracyjne i kilka bliżej nieokreślonych zaświadczeń.

Po tym administracyjnym szaleństwie dwa dni dochodzimy do siebie odpoczywając na pobliskim nadmorskim kempingu 🙂 W tle góry Synaju.

 

Petra

By | Jordania | 9 komentarzy

Petra to słynna stolica starożytnych Nabatejczyków, wielkie miasto rzeźbionych w skale monumentalnych fasad. Nabatejczycy jako lud bywałych w świecie kosmopolitów postanowili mieć u siebie budowle na skalę i podobieństwo tych ze starożytnego Egiptu, Grecji, czy później, Rzymu. Fundusze mieli – trudnili się ochroną karawan.

Do miasta prowadzi długi, wąski skalny korytarz:

Na jego końcu przybysz od razu zostaje postawiony przed najwspanialszą budowlą miasta, skarbcem – znanym z filmu o Indianie Jonesie i ostatniej krucjacie (cz. III) 😉

Jak to w życiu bywa, w środku jednak nie ma Świętego Grala 😉

Z zewnątrz wszystko wygląda oszałamiająco, wnętrza są jednak więcej niż skromne. Większość obiektów w Petrze to krypty, część: świątynie i pałace. Śladów mieszkań za to brak, a przecież miasto zamieszkiwało niegdyś do 40 tys. ludzi. Nabatejczycy byli jednak ludem koczowniczym, ich domy bądź namioty się nie zachowały.

Mijamy monumentalne krypty, w środku nie ma nic prócz malutkiego pomieszczenia.

Skały w których wykuta jest Petra przyjmują różne, ciekawe faktury:

Widok na główną ulicę Petry z góry:

Petra jest ogromna, fasady krypt i świątyń są wszędzie gdzie nie spojrzeć, rozpościerają się na okalających miasto górach.

Wspinaczkę po kamiennych schodach wynagradza widok kolejnej monumentalnej fasady.

W kolejnych dniach skierowaliśmy się w pustynne okolice Wadi Rum, jednak mocno wietrzna pogoda podniosła piaski w całym regionie i drastycznie ograniczyła widoczność i przyjemność oddychania. Z żalem porzuciliśmy ten punkt programu i ruszyliśmy w stronę Aqaby i Nuweiby – miast na granicy jordańsko-egipskiej przebiegającej przez Zatokę Aqabańską.

Morze Martwe

By | Jordania | 11 komentarzy

Okolica martwa. Droga właściwie też martwa. Z Ammanu nad Morze Martwe jest zaledwie ok. 50 km, jednak, choć to jedna z największych atrakcji Jordanii, tereny je otaczające sprawiają wrażenie wymarłych. Jedziemy przez skaliste, pustynne wzgórza.

Od czasu do czasu trafiamy na oazę.

Morze Martwe, to największa depresja świata. Obecnie jego poziom wynosi ok. ? 430 metrów. Ale Morze Martwe znika – rocznie obniża się o 5 metrów, z powodu zmian klimatycznych, a także ograniczenia dopływów, które okoliczni rolnicy przekierowują na swoje pustynne poletka. Niektórzy naukowcy dają mu jeszcze 50 lat do całkowitego wyschnięcia.

Samo Morze Martwe jest fantastyczne. Na plaży zamiast piasku zastajemy sól.

Mityczne relacje o tym, jaką woda najbardziej zasolonego (zawiera 30 % soli, 6 razy więcej, niż w oceanach) zbiornika świata daje wyporność okazują się prawdziwe. Właściwie leży się na powierzchni, trudno zanurzyć nogi podczas pływania. Wydaje się, że opowieści o Jezusie chodzącym po wodzie musiały być inspirowane krążeniem jego świty po tych terenach 😉 Zresztą w okolicy roi się od biblijnych miejscówek ? jakieś 25 km stąd urzędował Jan Chrzciciel, kawałek dalej na górze Nebo Mojższesz zobaczył Ziemię Obiecaną i wyzionął ducha, prorok Eliasz wstąpił do Nieba etc…

Turystyka nad Morzem Martwym jest zaskakująco słabo rozwinięta. Jest tu tylko kilka 5 gwiazdkowych hoteli przyklejonych do siebie w jednym miejscu. Poza tym dzikość. Próbujemy kempować na jednej z plaż, jednak po pierwszej radosnej kąpieli podjeżdża do nas patrol wojskowy i zdecydowanie każe nam się zwijać przed zachodem słońca. Po drugiej stronie morza mają Izrael, są więc wyjątkowo aktywni i lepiej grzecznie posłuchać poleceń.

Próbujemy zapytać o możliwość noclegu, przy jedynej publicznej plaży (tzn. prywatnej, dostępnej za opłatą, ale dla zwykłych śmiertelników, nienocujących w Mariottcie, Movenpicku i Hiltonie). Za spanie na parkingu stróże żądają 20 dinarów (20×4,58=91,6 pln). Oburzeni ceną znajdujemy inny, tym razem bezpłatny parking, który do późnych godzin nocnych służy miejscowym za imprezownię, ale nam pozwala bezpiecznie przenocować w disco.

Kolejny dzień spędzamy na plaży. Nie chcemy Was denerwować, ale… 😉

Muzułmańskie rodziny na wakacjach morze traktują raczej jako element dekoracyjny. Jeśli już się kąpią, to w pełnym rynsztunku.

Wzdłuż całego Morza Martwego (które raczej rozmiarem nie poraża: długość 65 km, w najszerszym miejscu ma 18 km) biegnie autostrada, którą udajemy się w góry, w kierunku Petry.


Religia TV

By | Jordania | No Comments

Antena satelitarna to podstawowe wyposażenie każdego domu. Pierwsza potrzeba, nawet, gdy się mieszka w baraku. Więc oglądamy i my. Gdy tylko jest okazja. Rzucają się w oczy liczne kanały o tematyce religijnej. Nie wszystko rozumiemy, ale sami prowadzący bywają fascynujący 😉


Amman

By | Jordania | 7 komentarzy

Przejazd przez Syrię był ekspresowy. Z uwagi na nieciekawą sytuację polityczną daliśmy sobie na to 1 dzień. Niestety nie mamy żadnych fot, bo aparat jako mienie zakazane, schowany był przemytniczo pod podłogą (razem z GPSem i komputerem). Niewiele też zobaczyliśmy, ale zakosztowaliśmy syryjskiej biurokracji. Dla zainteresowanych cytuję mistrzowsko spisaną przez chłopaków z WayAway Expedition instrukcję przekraczania granicy syryjskiej w 12 krokach:

„1. Idziesz pod okienko, w którym celnik daje Ci świstek do wypełnienia, na którym nie ma ANI JEDNEGO znaku poza arabskimi. 2. Wracasz do celnika od świstka, przy założeniu, że jest ok, każe Ci iść do banku.3. Jeżeli masz samochód z silnikiem diesla, wpłacasz do banku $236. Bankier oddaje ci ekwiwalent w funtach syryjskich podzielony na 2 kupki i 2 kwitki do wpłaty. Jedna na ubezpieczenie, druga na opłatę za diesla. 5. Bierzesz to wszystko i idziesz do okienka ubezpieczeniowego i wpłacasz pieniądze. 6. Drugą kupkę zostawiasz w okienku opłat za wjazd pojazdem mechanicznym ;P 7. Dostajesz potwierdzenia wpłat i zostajesz odesłany do pierwszego celnika od świstka po arabsku.8. Celnik od świstka mówi coś w stylu 'hola hola nie tak prędko’ i odsyła cię na zewnątrz do celników od kontroli pojazdów, żeby jeden z nich złożył swój podpis w Carnecie (taki paszport samochodu). 9. Znajdujesz celnika od kontroli pojazdów, dostajesz podpis, on ci zabiera ten arabski świstek i targa go mówiąc, że już jest niepotrzebny.10. Wracasz do celnika od świstka, dajesz mu podpisany Carnet, ale jego interesuje jeszcze świstek, który już nie istnieje. Przekonujesz go, że poprzedni celnik Ci go podarł na strzępy mówiąc, że się nie przyda. Celnik się uśmiecha, macha ręką, odrywa z Carnetu jeden ticket, podbija pieczątke na poprzednim podpisie i odsyła Cię do okienka obok.11. W okienku obok dajesz celnikowi Carnet, on wpisuje ID i jakieś dane do wewnętrznego rejestru i oddaje Ci Carnet.12. Teraz czeka Cię już tylko kontrola bagażu” 🙂

Po wjeździe do Jordanii spędziliśmy dzień w Jerash, ale oszczędzimy Wam zdjęć rzymskich ruin, które są atrakcją tego miasta 😉

Kolejnym punktem naszej trasy był Amman, dwumilionowa stolica Jordanii.

Jak recenzują w Lonely Planet, może być trochę rozczarowujący dla złaknionych orientu. Rzeczywiście, widać, że miasto aspiruje do miana nowoczesnej metropolii, co widać już po 2 wieżowcach i sporej ilości estetycznych kafejek w zachodnim stylu. My jednak stacjonowaliśmy jednak w starej części miasta, gdzie dominowały drobne sklepiki i warsztaty.

Zakład kaligraficzny.

Jeśli zastanawiacie się, co też muzułmańskie panie noszą pod tymi swoimi obszernymi szatami, to zerknijcie na wystawę sklepu z bielizną 😉

Widok z naszego hotelowego okna:

Tuż za hotelem trafiliśmy na stare kino. Ekipa przed wejściem zaprasza do zwiedzania leciwego gmachu i chwali się obszerną kolekcja plakatów filmowych:


Dumą Ammanu jest najwyższy na świecie, 127 metrowy, maszt z flagą. Wyższy mają tylko Koreańczycy z północy, ale wspierany linami, więc się nie liczy 😉

Na każdym kroku widoczny jest kult (sprawą dyskusyjną pozostaje czy szczery, czy narzucony) króla Abdullaha II.

Meczet Abdullaha (I) mogą odwiedzać również niewierni 🙂 Niewierne muszą przed wejściem wypożyczyć przyzwoity strój.

Pamiątkowe pocztówki i magnesy na lodówki są dla mięczaków 😉 Lepiej zagrać w karty z samym Saddamem 🙂

Jordania, jako kraina hummusu (pasty z cieciorki), fullu (pasty z fasoli) i falafela (klopsików z grochu) została zakwalifikowana jako wege friendly 🙂


To tylko awaria, czy znaki z niebios?

By | Turcja | 9 komentarzy

Co robić jeżeli nagle zorientujemy się, że znajdujemy się w środku tureckich gór, gdzieś między Istambułem a Ankarą, a wskazówka temperatury silnika napiera na maksimum skali? Należy otworzyć maskę, co jest międzynarodowym sygnałem awaryjnym. I rzeczywiście, w naszym przypadku poskutkowało pomocą, a przynajmniej jej usiłowaniem… Płyn chłodniczy całkowicie zniknął. Pracownik stacji benzynowej wręcza nam konewkę z wodą ze kranu. Z komunikacją nie ma problemu, opiera się ona bowiem na słowie „problem”, zaprzeczonym bądź potwierdzonym. Przy okazji herbata, poczęstunki, współczucie 🙂

Naiwne próby reanimacji za każdym razem kończą się tym samym: pacjent zwraca płyn. Czyli jednak: „problem”, z czym zgadzają się wszyscy zgromadzeni i co skutkuje telefonami do mądrzejszych, a w rezultacie wizytacją kogoś, kto przedstawiany jako mechanik, okazuje się zaledwie laweciarzem. Wie jednak dokąd jechać: najbliższe miasto, Duzce, warsztat zajmujący się autami 4×4. Diagnoza brzmi jak wyrok: uszczelka pod głowicą. Na szczęście posiadamy zapasową. Właściciel warsztatu kupuje nam coś do jedzenia, szuka hotelu, z czego ostatecznie rezygnuje i zabiera nas do siebie. Wieczór spędzamy z nim i jego żoną w ich sterylnie czystym domku na wsi. Bez słowa we wspólnym języku dogadujemy się w podstawowych sprawach.

Następnego dnia, pełni wiary w skuteczność działań mechaników, ruszamy dalej. Jedziemy do Syrii. Odprawa po tureckiej stronie, „Turcja żegna”. Wkraczamy na ziemię niczyją, a wskazówka temperatury podnosi się! Płyn chłodniczy pod wielkim ciśnieniem opuszcza układ chłodzenia. Pas ziemi międzygranicznej nie jest najlepszym miejscem na awarię. Auta psują się jednak we wszystkich krajach, dlaczego więc nie między krajami?

W Syrii strzelają do demonstrantów, Syria nie jest obecnie miejscem gdzie chcielibyśmy naprawiać samochód. Wracamy. Na przejściu biurokratyczna gehenna: nie da się wrócić do Turcji autem nie wjeżdżając uprzednio do innego kraju. Załatwienie sprawy trwa, kosztuje, ale wreszcie wjeżdżamy z powrotem. Najbliżej mamy do Reyhanli, niewielkiego przygranicznego miasteczka, gdzie żyje się z uprawy bawełny albo handlu paliwem przywożonym z Syrii (cena 3 x niższa niż w Turcji). O dziwo, natychmiast po zawróceniu i w trakcie 20 km powrotu wszystko działa wyśmienicie, silnik się nie grzeje, płyn nie próbuje ucieczki. Pojawiają się przypuszczenia, co do nadprzyrodzonego charakteru tych zdażeń 🙂 Co, jeśli to wyraźny tym razem sygnał: nie jedźcie?

Co zrobić w przygranicznym tureckim miasteczku z zepsutym autem? Ponownie zatrzymujemy się na stacji benzynowej i otwieramy maskę 🙂 Dalej rzeczy dzieją się same… Warsztat Mehmeta Uçkana według starożytnej tabliczki specjalizuje się w tureckiej marce Tofaş, a jednak w ciągu całego dnia przewija się tam dziesiątki aut od starych do najnowszych.

Panowie wymieniają pompę wody. Tę też, szczęśliwie, mamy w zapasie. Wieczorem wracamy na wybrzeże, znów przez góry, serpentyny, 150 km. Z autem wszystko w porządku. Trzeba odpocząć, jakoś przeżyć zwątpienie, szok i stres. Pocieszenia szukamy (i znajdujemy) w pogodzie. Temperatura: 35 stopni. Pomarańcze dojrzewają.

Kolejny dzień, 4 rano: pobudka, 150 km serpentynami na granicę, żadnej litości dla silnika, wszystko w porządku, chłodzenie działa. Odprawa graniczna, tym razem z pozdrowieniami od tych, którzy już nas tu znają. „Turcja żegna”, ponownie pas ziemi niczyjej. Bardzo spokojna jazda, a temperatura w górę! Zbiorniczek wyrównawczy serwuje gorący prysznic.

Auta psują się we wszystkich krajach, między krajami, czy jednak psują się 2 razy dokładnie w tym samym miejscu?? Celnicy po raz drugi anulują nasz wyjazd z Turcji, patrzą  już jednak na nas podejrzliwie. Powrót znów trwa i kosztuje. W poczuciu niezrozumienia całej sytuacji, wyzuci z resztek zdrowego rozsądku, wracamy do Reyhanli. Także tym razem natychmiast po opuszczeniu przejścia granicznego wszystko wraca do normy. Żeby pogłębić nasze poczucie zagubienia między przypadkiem, a interwencją nieznanych sił, w drodze do miasteczka, jak spod ziemi wyrasta mechanik, który dzień wcześniej wymieniał nam pompę wody… Zrozumiemy, jeśli nam nie uwierzycie, do tej pory sami nie wierzymy w tę historię 😉

Właściciel warsztatu wydaje wyrok: ponownie uszczelka pod głowicą. To znaczy, że jego poprzednicy z Duzce się nie wykazali… :/ Nie mamy więcej uszczelek głowicy. Zamawiamy w Ankarze. Będzie jutro. Pan Mehmet nalega, że zrobi nam to za darmo, a na noc jedziemy do niego. Zostajemy zasypani niebywałą ilością poczęstunków, napojów wszelakich, prezentów i skalą daleko posuniętej gościnności. U państwa Uçkan spędzamy dwie noce.

Śniadania, obiady, kolacje, cygara, nargile, turecka telewizja, wizyty kuzynów, sąsiadek, nocne przejażdżki po mieście, wizyta na polu bawełny, zabawa shotgunem (w Turcji łatwo o pozwolenie).

Nie wiemy jak rozumieć te zdarzenia. Walczymy z decyzją o powrocie do Polski, walczymy na tyle skutecznie, że postanawiamy zaatakować inne przejście z Syrią, tamto w Reyhanli zostawiając za sobą jako miejsce przeklęte 🙂

Przejeżdżamy przez Syrię w ciągu jednego dnia, na wieczór lądując w Jordanii.

PS. Dzięki za telefoniczne konsultacje dla Marcina Czernika z Land Loversów 🙂

PS.2 Zdjęcia są złej jakości, bo pochodzą z telefonu – aparat był schowany, gotowy pełnić rolę kontrabandy na granicy syryjskiej, gdzie wwóz tego rodzaju dóbr jest surowo zabroniony 😉

 

 

kapadocja skalne miasto

Kapadocja

By | Turcja | 5 komentarzy

Księżycowa kraina w środkowej Turcji. Tu, w skalnych osadach, mniej więcej od IV do XI wieku stacjonowali chrześcijanie. Część z domów zamieszkała jest do dziś. Po reszcie można się do woli włóczyć.

W drodze do Kapadocji zahaczyliśmy o mało znane miejsce, jezioro Tuz, o zasoleniu większym niż Morze Martwe. Gigantyczna połać soli 😉

 

 

Europa za nami

By | Polska-RPA | 4 komentarze

4 dni w trasie i Europę mamy za sobą.

Słowację przekroczyliśmy prawie niezauważenie.

Węgry przywitały nas sielankowymi obrazkami winnic. Wizyta w Tokaju uczyniła kompletnymi nasze zapasy prowiantu 😉

Pierwszy nocleg ? Oradea, tuż za granicą Rumuńską. Kemping Strandul cu Voluti, za jedyne 15 lei (15 pln) pozwolił nam zażyć mocno posezonowej atmosfery ? byliśmy jedynymi gośćmi, a sam ośrodek czasy świetności miał zdecydowanie za sobą.

Bukareszt ? pierwsza porażka. Hotel Muntenia już nie istnieje. Hostel Butterfly też. W Central Hostelu, Doors Hostelu, Midland Youth Hostelu i Cazare Hostelu są oburzeni, jeśli przyjeżdżasz w nocy przerywając sen recepjoniście i odsyłają z kwitkiem. Po odwiedzeniu tych wszystkich miejsc poddaliśmy się i skorzystaliśmy z gościnności sieci Ibis :/

Nesebar, bułgarskie miasteczko położone na Morzem Czarnym, ze starówką dla fikuśności usytuowaną na wyspie połączonej mostem ze stałym lądem.

Old ancient city, jak je się tu rozreklamowuje, chełpi się 3 tysiącami lat historii, jednak mocno pachnie fuszerką. Jaki archeolog zostawia starożytne dzbany w zasięgu stopy przypadkowego przechodnia? No chyba, że to znalezisko na miarę tego, które ostatnio zaprezentował Putin 😉

Ciekawym, miejscowym zwyczajem, jaki wypatrzyliśmy na drzwiach domów, jest wywieszanie zaproszeń na wspominki zmarłych.

Turcja. Rachunek jest prosty. Paliwo w Bułgarii ok. 5,40 pln, w Turcji 6,70 pln. Tuż przed granicą przezornie napełniamy bak i 3 kanistry. Wizy, pieczątki, kontrola bagażu… Bezwzględny i nieprzekupny pogranicznik informuje nas, że wpuszcza tylko z 1 kanistrem. 2 pozostałe, 40 litrów, zgrzytając zębami, wylewamy we wskazanym miejscu pod płotem…

Wieczorem – dla równowagi w przyrodzie – fart. Kemping Semizkum w Silivri nad Morzem Marmara, nie tylko działa, ale za 5 ? pozwala nam spać przy samej plaży. Kolacja: arbuz prosto z… pola 🙂

PS. Dziękujemy Radkowi Bartlerowi za kopa na start w postaci 100L paliwa w prezencie 🙂