Category

Polska-RPA

Samochodem przez Afrykę

Afrykańskie opowieści w Warszawie

By | Polska-RPA | 5 komentarzy

Wszystkich fanów naszego bloga zapraszamy na obiecane afrykańskie opowieści na żywo! Widzimy się w niedzielę 22 kwietnia 2012 o godz. 19:00 w klubie Balsam ul. Racławicka 99 (Forty Mokotów) w Warszawie. Disko już dopłynęło, mamy nadzieję, że też się doturla 🙂 Będzie okazja do odpowiedzi na wszystkie Wasze pytania 🙂

Spotkanie organizuje portal Passion4Travel.pl, który wiernie nam kibicował od czasu przygotowań do wyprawy.

Do zobaczenia,
Natalia i Paweł

Cape Town i wybrzeże

By | RPA | 32 komentarze

Dobrze pamiętamy dzień, kiedy przygotowywaliśmy naklejkę na samochód z trasą naszej wyprawy. Trudno nam uwierzyć, że już nadszedł moment naklejenia ostatniej kropki! W tym wpisie zapraszamy Was do podróży po wybrzeżu RPA i na najbardziej wysunięty na południe punkt Afryki, który był celem naszej wyprawy.

'Hole in the wall’ to miejsce, które spokojnie można zaliczyć do naturalnych cudów świata. Dowiedzieliśmy się o nim od turystów z RPA, nasz przewodnik w ogóle o nim nie wspominał!

Wybrzeże usiane jest miasteczkami. Najczęściej położone są one u ujść rzek.

Spektakularnych miejsc noclegowych też nie brakuje. Tu jeden z naszych kempingów:

Widok z naszego okna/auta 😉

Prawdziwą perła w koronie wybrzeża RPA jest Cape Town (zwane też Kapsztadem) leżące u stóp Góry Stołowej.

Z niej też rozciąga się najlepszy widok na miasto.

Góra Stołowa widoczna jest z wielu punktów miasta i często niespodziewanie wyłania się w tle 🙂

Zuchy drałują na górę piechotą, my wjeżdżamy kolejką linową 😉

Widoki z wysoka:

Stadion wzniesiony na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w 2010 roku.

Wzgórze 'Lion’s Head’.

Szczyt góry stołowej jest rzeczywiście płaski jak stół:

Centrum miasta wygląda jak europejska stolica. Z jedną, przykrą różnicą – podczas gdy w Warszawie, Paryżu czy Berlinie można spacerować wieczorami po ulicach i korzystać z życia nocnego, tu przed zachodem słońca ulice pustoszeją z powodu ogromnej przestępczości. Mimo, że mieszkańcy RPA twierdzą, że to i tak najbezpieczniejsze z wielkich miast tego kraju. Na głównej turystycznej ulicy wypuszczamy się tylko do najbliższych restauracji i barów w pobliżu hotelu.

Robben Island u wybrzeża Cape Town – wyspa zesłania więźniów politycznych. Najsłynniejszym z nich był Nelson Mandela, który spędził tu 18 lat.

Cela, w której więziony był Mandela dziś jest najważniejszym punktem zorganizowanych wycieczek (nie można zwiedzać wyspy indywidualnie). Czasami przemysł turystyczny tworzy wynaturzone zjawiska: w sklepach z pamiątkami można kupić nawet magnesy na lodówkę ze zdjęciem celi!

Kamieniołom w którym pracowali więźniowie. Jak usłyszeliśmy od przewodnika, z powodu uszkodzeń wzroku, których się tu nabawił, oczy Mandeli ponoć nie mogą produkować już łez…

Odwiedzamy też Muzeum Dystryktu Szóstego, jednej z zamieszkałych przez czarnoskórą społeczność dzielnic Cape Town. Podczas Apartheidu została całkowicie wysiedlona i zrównana z ziemią. Poniżej przykłady tablic ilustrujących legalne podziały rasowe w tamtym czasie:

Dziś nie ma już oficjalnych podziałów rasowych, ale białych i czarnych dzieli przepaść ekonomiczna. Poniżej zdjęcie jednego z 'townships’ –  całych miasteczek slumsów zamieszkałych przez czarnych.

Cape Town ma urozmaiconą i długą linię brzegową.

Opływa je zimny prąd mamy więc okazję odwiedzić kolonię pingwinów 🙂

Latarnia morska na Cape Point.

Przylądek Dobrej Nadziei. Choć słynny, nie jest najbardziej wysuniętym na południe punktem Afryki.

Tak naprawdę naszym celem jest Przylądek Igielny:

Tu jest koniec Afryki! Tu spotykają się dwa oceany: Atlantycki i Indyjski.

Dalej jest już tylko Antarktyda 😉

Po pół roku drogi zasłużyliśmy na szampana 🙂

Świętujemy! Dziękujemy, że towarzyszyliście nam podczas wyprawy! Pozdrawiamy!


Lesotho

By | RPA | 8 komentarzy

RPA ma wszystko: spektakularne wybrzeże, niesamowite góry i piękne równiny. Tym razem z kempingu na farmie u stóp Gór Smoczych wyruszamy na najwyższą przełęcz południowej afryki – Sani Pass – bramę do górskiego królestwa Lesotho.

Ta trudna i niebezpieczna droga jest dostępna wyłącznie dla pojazdów 4×4.

Nawierzchnia jest mocno skalista.

Większość drogi biegnie po wąskiej półce skalnej.

Dominują zakręty o 180 stopni, miejscami bardzo ciasne 😉

Widoki wynagradzają jednak wszystko 🙂

Rzut oka na przejechaną trasę:

I nagroda po jeździe pełnej adrenaliny 😉

Tu poznajemy Peet’a i Louis’a. Spędzamy razem cały dzień rozmawiając o realiach życia w RPA.

Lesotho wita sam ogromnym kontrastem w stosunku do RPA.

Młody pasterz.

Schronienie pasterskie.

Chata może z kamienia i słomy, ale prąd z baterii słonecznej jest. Bogactwem Lesotho jest jednak woda, dlatego próbuje się tam stawiać na hydroenergetykę budując największe w południowej afryce tamy.

Głównym środkiem transportu w Leshoto są konie.

Gdyby ktoś jednak miał samochód myjnię też da się znaleźć 😉

Kopalnia diamentów.

Wioska.

Ludzie w RPA są dla nas niesamowicie mili. Mnóstwo razy byliśmy zapraszani na piwo, żeby była okazja do pogadania. Tu widok z domku nad jeziorem, w którym pani zarządzająca kempingiem pozwoliła nam zanocować, choć płaciliśmy tylko za pole namiotowe 🙂

Takie już mamy szczęście na tym wyjeździe, że najlepsze doświadczenia z ludźmi zdarzają się, gdy mamy największego pecha z autem. Pamiętacie kłopoty z Turcji? Tym razem jedna z najpoważniejszych możliwych awarii – śmierć uszczelki pod głowicą zdarzyła nam się na totalnym odludziu, w lasach, pod następującym znakiem:

Mocno zestresowani zajechaliśmy na najbliższą farmę.

Pokoje gościnne były tu dla nas o wiele za drogie, ale Colette, właścicielka farmy stwierdziła, że nie pozwoli byśmy spali w aucie i zakwaterowała nas za darmo.

Znaleźliśmy bezpieczny azyl, ale z pewnością nie było to miejsce dobre do naprawiania samochodu…

Ratunek przyszedł z niespodziewanej strony. Przypomnieliśmy sobie, że Peet podczas rozmów w Leshoto wspomniał, że jest mechanikiem specjalizującym się w silnikach diesla i na co dzień serwisuje pojazdy rozminowujące tereny w Afganistanie! Zadzwoniliśmy do niego i wyobraźcie sobie, że nasz anioł stróż nie tylko zgodził się przyjechać do nas 300 km w jedną stronę, ale naprawił nam auto i nie chciał za to ani grosza, nawet zwrotu kosztów paliwa!

Co całodziennej zabawie w wymianę uszczelki mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Mimo wielkiego stresu zapamiętamy przede wszystkim bezinteresowną życzliwość ledwo poznanych ludzi.


Kalahari i Kruger

By | RPA | 16 komentarzy

Dumą RPA są parki narodowe. Wybieramy z nich dwa skrajnie różne: położony na uboczu i rzadko odwiedzany park na Pustyni Kalahari (Kgalagadi Transfrontier Park) oraz najsłynniejszy i najbardziej oblegany park Kruger.

Na Kalahari przyjechaliśmy specjalnie, żeby zobaczyć surykatki 🙂

Podobną do nich mangustę żółtą też często można spotkać na tych terenach.

Okolica wyraźnie odpowiada gryzoniom. Po dość długiej potyczce wiewiórka skutecznie przepędza kobrę przylądkową ze swojego terytorium.

Wielokrotnie, w różnych parkach usiłowaliśmy wytropić lwa rodzaju męskiego…

To udało się w Krugerze. Lwy same wyszły nam na spotkanie podczas przejażdżki o wschodzie słońca 🙂

Ten lew może wygląda dostojnie… Co jednak robi o świecie na drodze? Oznaczają z kolegą swoje terytorium. Wiadomo czym… 😉

Kalahari tak naprawdę nie jest pustynią. Według geologiczno-meteorologicznych reguł spada tu zbyt wiele deszczu. Długie, niskie wydmy porastają trawa i drobne krzewy.

W dolinach rzek jest całkowicie zielono.

Tymczasem Kruger to przekrój przez wszystkie ekosystemy południowej Afryki (z wyjątkiem pustyni właśnie). Poniżej mix sawanny z buszem 😉

Suche koryto okresowej rzeki.

Za to w okolicy koryta rzeki Sabie wciąż widoczne są ślady niedawnej powodzi. Turystów ewakuowano ponoć helikopterami.

Często pytacie i dziwicie się, jak udaje nam się podejść zwierzęta tak blisko. Do tropienia zwierzyny trzeba jednak mieć szczęście. Parę razy go nie mieliśmy – zwierzęta potrafią się niesamowicie maskować. Ten lew wylegiwał się za krzakiem jakieś dwa metry od nas. Cudem go wypatrzyliśmy, po czym ziewnął, ułożył się do drzemki i tyle było widać.

Ten gepard wskoczył nam właściwie pod koła. Niestety, nim zdążyliśmy wyjąć aparat, to najszybsze zwierzę świata (potrafi biec z szybkością 120 km/h) było już daleko…

Czekanie aż hipopotam wyjdzie z wody może za to trwać niemiłosiernie długo…

W tropieniu pomocne są tablice, na których można zaznaczać na mapie ostatnie „spotkania”. Jedynym zwierzęciem, którego się nie odnotowuje (w Krugerze, na Kalahari nie występują) są nosorożce. To z powodu kłusowników, którzy co roku potrafią zabić nawet sto sztuk.

Jednym z najrzadziej występujących zwierząt jest likaon – my spotkaliśmy całe stado! Trudniej wypatrzeć tylko leoparda. Jak widać (czy raczej nie widać) nam się nie udało…

Kob śniady:

Starcie oryksów.

Przyszły byk impali.

Rzadkie dzioborogi kafryjskie.

Coś jak nasze szpaki 🙂

Niezidentyfikowany obiekt latający – na nasze potrzeby półsowa 😉

Gniazdo wikłaczy. Potrafi pomieścić całą kolonię ptaków.

Czasami przesadzają z rozbudową 🙂

Zwierzęta rzeczne to osobna historia. W środkowej części zdjęcia zad hipopotama 😉

Mieszkańcy RPA są mistrzami kempingu. Stawiają niesamowite twierdze z przyczepy, namiotu, dodatkowych parawanów, daszków i przedsionków. W środku kuchenki mikrofalowe, lodówki, zamrażarki, telewizory i Bóg wie co jeszcze.

Narodowym sportem jest tu braai, czyli pieczenie mięsa na otwartym ogniu. Rano, w południe i wieczorem. Przyciąga to do kempingu zwierzęta, poniżej hiena cętkowana:

Na nasze poranne kanapki z serem skusiły się za to małpy. Wystarczyło odwrócić się na sekundę, by sprawdzić czy woda na kawę się gotuje 😉

Jeździć i kempować można na wiele sposobów. Tu wóz rodzinki z Holandii, która z trójką dzieciaków jest w rocznej podróży przez Afrykę 🙂


fish river canion

Kanion Fish River

By | Namibia | 10 komentarzy

Kanion Fish River rywalizuje z etiopskim Blue Nile Gorge o miano drugiego największego na świecie po Wielkim Kanionie Colorado w USA. Namibijski jest dłuższy i szerszy, ale etiopski głębszy 😉 Tak czy inaczej kanion jest ogromny 🙂 Wije się przez ok 160km, jest szeroki na 27km i głęboki na ponad 500m. Wbrew nazwie „rzeka rybna” nie jest specjalnie zasobna w faunę,o ile w ogóle jest,  bo woda płynie tylko przez krótki czas w roku.

W tym okresie nie można niestety wybrać się na 5 dniową wędrówkę dnem kanionu. Bardzo żałujemy że nie doświadczymy tego 85 kilometrowego spacerku z wodą i zapasami na plecach w 40 stopniowym upale i skorpionami zakradającymi się noca do śpiworów 😉

Szlak prowadzi zakolami koryta rzecznego. My jeździmy samochodem po górnej krawędzi kaniony i oglądamy go z różnych perspektyw 🙂

Agama.

Po trudach wędrówki przez kanion (czy też nad kanionem 😉 ) – nagroda: gorące źródła w Ai-Ais. Taki standard potrafią prezentować namibijskie kempingi 🙂


kolmanskoop namibia

Wybrzeże diamentów

By | Namibia | 9 komentarzy

Diamenty przyniosły Namibii bogactwo. Gorączka wydobycia przyszła wraz z odkryciem ich obecności na początku XX wieku. Sperrgebiett, objęta zakazem wstępu strefa ciągnie się na przestrzeni ponad 300 km i obejmuje obszar od wybrzeża do 100 km wgłąb lądu. Co chwila widoczne są ostrzeżenia dla postronnych przed wkroczeniem na jej teren.

Jedym z reliktów gorączki diamentowej jest Kolmanskop – opuszczone „miasto duchów”. W okresie prosperity na środku pustyni utworzono miasteczko dla pracowników kopalni. Działały tu nie tylko szpital, sklep czy szkoła, ale także kasyno i teatr. Wyczerpanie złóż sprawiło, że osada zaczęła się wyludniać i ostatnia rodzina opuściła Kolanskop w 1956 roku. Zaczęła powoli wchłaniać je pustynia.

Szpitalne okno do wydawania posiłków.

W zrujnowanych budynkach zachowały się ślady starych tapet i kolorowych dekoracji. Niektóre zdradzają funkcję, jaką pełniło pomieszczenie.

Kręgielnia.

Wnętrze jednego z mieszkań pracowników kopalni.

Komunalny wychodek.

Przez lata intensywnej eksploatacji złoża na lądzie zostają powoli wyczerpane. Rzeka Pomarańczowa, daleko na południu, niesie jednak wraz z sobą diamenty w stronę oceanu. Prąd Benguelski przemieszcza je z powrotem na północ. Specjalne statki dzień i noc przeczesują dno oceanu w okolicach portu w Luderitz.

Luderitz, niewielkie miasteczko wciśnięte pomiędzy pustynię Namib i wybrzeże Atlantyku. Dominuje tu niemiecka architektura i niemiecki porządek.

Miasto, jak wiele w Namibii, wygląda na opustoszałe. Na murze ślad obecności młodych ludzi 😉

 

Wybrzeże wokół Luderitz jest piękne, ale zimne i wietrzne. Idealne miejsce dla kolonii pingwinów 🙂

Latarnia na Dias Point. Miejsce zawdzięcza nazwę portugalskiemu odkrywcy, Bartolomeo Diasowi, który przypłynął tu w 1497 roku. Nasza wyprawa to przy tym małe piwo – on nie miał GPSa ani Internetu 😉

Widzicie nasz samochód? Zważywszy na mega porywisty wiatr, to jedno z najbardziej ekscentrycznych miejsc na kemping jakie można sobie wyobrazić 🙂 Na skalistym nabrzeżu postawiono specjalne wiaty, które pozwalają się przed nim ukryć.

Prawie jak stacja polarna…


najwyższe wydmy świata

Pustynia Namib

By | Namibia | 13 komentarzy

Namib to najstarsza pustynia świata. Wbrew pozorom to nie saharyjskie, ale tutejsze diuny są najwyższe na świecie (ponad 300 metrów). By tam dotrzeć poruszamy się szutrami w kierunku Zwrotnika Koziorożca. Asfalt kończy się tuż za granicami miasta Swakopmund.

Drzewo kołczanowe to jeden z gatunków aloesu. Nazwa wywodzi się stąd, że jego  gałęzie używane były przez buszmenów do wyrobu kołczanów na strzały.

Pierwsze promienie słońca nad pustynią  kontra chmury znad oceanu.

Mgły z wybrzeża przynoszone przez prąd Benguelski potrafią sięgać aż tutaj, zazwyczaj jednak przegrywają z suchością.

Oryxy i springboki pasą się u stóp diun w szerokim, porośniętym trawami korycie okresowej rzeki.

Czasem, dla rozrywki, urządzają wspinaczkę 😉

Skalę diun pozwala docenić zestawienie z drzewami bądź ludźmi.

 

Deadvlei. „Vlei” z języku afrikaans oznacza bagno, a w istocie oznacza wielką wyschniętą kałużę, którą podczas kilku burzowych dni w roku wypełnia się wodą.

 

Martwe drzewa akacjowe.

 

Tiramisu? 🙂

Byle po śladach. Głęboki i sypki piasek to ciężkie wyzwanie.

Niemiecko brzmiące nazwy miejscowości z trudem wkomponowują się w krajobraz.

W Namibii żyje jedna z ostatnich na świecie populacji dzikich koni. okolice drogi traktują jako pastwisko.

wybrzeże szkieletów

Wybrzeże szkieletów

By | Namibia | 7 komentarzy

Zaskoczyło nas, że dzięki wpływowi zimnego Prądu Beguelskiego, wybrzeże Namibii jest mglistą, wietrzną, surową pustynią, w swej północnej części całkowicie niezamieszkałą. W epoce przed GPSowej statki często rozbijały się o te niebezpieczne brzegi, a nie ma chyba gorszego miejsca na świecie, by obudzić się na plaży jako rozbitek, niż Wybrzeże Szkieletów. Wyobraźcie sobie, że lodowaty ocean wyrzuca was na brzeg, a zamiast rajskiej wyspy macie przed sobą dziesiątki kilometrów pustyni… Rozumiecie już genezę nazwy?

Ale po kolei… W stronę morza poruszamy się po idealnych namibijskich drogach szutrowych. Cały kraj pokrywa ich gęsta sieć. Są bardzo szerokie, utrzymane w doskonałym stanie, umożliwiającym wcale nie mniej komfortową podróż niż po asfalcie. Jedyny problem to tumany pyłu wznoszone przez każdy mijany pojazd.

Charakterystyczny krajobraz Namibii to 360 stopni horyzontu, niebieskie niebo i jakaś forma pustyni: piasek, kamienie, czy pustynne, niezbyt wysokie, góry.

Typowym elementem podróży są nieustanne przejazdy przez okresowe rzeki. O dziwo droga w tym miejscu rzadko jest zniszczona. Po prostu rzadko tu pada.

Rzeki mają nazwy, koryta, brakuje tylko wody.

Namibia jest najrzadziej zaludnionym krajem świata. Daleko na pustyni osady składają się z jednego lub kilku budynków mieszkalnych, warsztatu samochodowego i małej stacji benzynowej. W większych miastach dominują stacje sieciowe 🙂

Po jakimś czasie, wyłącznie, w otoczeniu kamieni, zaczynamy zauważać, że pustynia może przybierać zadziwiająco różnorodne formy.

Welwiczja to roślina występująca tylko tu, na pustyniach Namibii. Rośnie niezwykle wolno, ale ma zadziwiające zdolności przetrwania bez wody. Ośmioletnia mierzy zaledwie 2,5 cm. Ta poniżej może mieć kilkaset lat, być może i tysiąc zważywszy na rozmiary.

Kwiaty welwiczii.

Jak na tak pustynny kraj, Namibia jest wyjątkowo zagospodarowana. Drogi, wzdłuż których nie ciągnie się płot, są wyjątkowo nieliczne. Uniemożliwia to spanie 'na dziko’. Płoty te, to tzw. siatki weterynaryjne odgradzające dzikie zwierzęta od hodowlanych, by zapobiegać epidemiom, bądź zwykłe ogrodzenia ogromnych, ciągnących się przez dziesiątki kilometrów farm. Farmy są wszędzie, obecnie coraz częściej przestawiają się z hodowli bydła na turystykę, stając się miejscami gdzie można odbyć prywatne, ekskluzywne safari, by oglądać, ale i ustrzelić dzikie zwierzę.

Oryksy znalazły dziurę w płocie i ruszyły przed siebie.

Im bliżej wybrzeża tym więcej piasku i tym zimniej.

W Namibii na każdej szutrowej drodze można jechać do 100 km/h. Zakazów nikt nie egzekwuje, ze względu na ilość aut, drogówka nie miała by w tym kraju wiele do roboty.

Brama Parku Narodowego Wybrzeża Szkieletów.

Niegdyś linia brzegowa była usiana wrakami statków, które w tak ekstremalnych warunkach pogodowych rozbijały się tu często. Wiatr, woda i sól sprawiają, że do dnia dzisiejszego nie wiele z nich pozostało. Nowych jest jak na lekarstwo, a wszystko przez GPSy.

Ten ma zaledwie 4 lata.

Nie tylko statki kończą tu swoją drogę.

Kości wieloryba.

Wiele pustynnych roślin jest jednak przystosowanych do życia w ekstremalnie suchym otoczeniu. Poniższe występują tylko w tym jednym miejscu na świecie.

By móc przetrwać długie okresy bez deszczu, rozwinęły zdolność magazynowania w swoim wnętrzu wody.

Nie tylko Wybrzeże Szkieletów, ale cała Namibia usiana jest pozostałościami czegoś, co kiedyś działało i było komuś potrzebne, a potem z takich czy innych powodów przestało i zostało oddane pustyni.

Taki los spotkał na przykład tę kopalnię diamentów…

… i tę wieżę wiertniczą.

Wybrzeże Namibii to pustynia, chmury i sól. W tych warunkach sól morska wytrąca się szczególnie łatwo. Wszystko jest tu pokryte solą.

Droga też jest z ubitej soli. Bardzo przyzwoita. Jest twarda, nie tworzy się na niej tarka jak na piasku czy żwirze. Dookoła ciągną się po horyzont solniska, okresowo pojawia się tam słona woda, która następnie paruje. Pozostaje pole soli.

Mila 107. Kemping w samym środku niczego. Za to nad samym morzem.

Kempingi tego typu istnieją głównie z powodu histerycznej namiętności mieszkańców Namibii do wędkowania, a ich skala (rozciągają się na przestrzeni kilku km) niech będzie jej dowodem. Nie zapominajmy, że w tym kraju nie da się wędkować w rzekach 🙂

Rześki poranek…

Cape Cross – skalisty przylądek zamieszkały na stałe przez ogromną kolonię fok.

Młody.

Miejsce to być może wygląda miło. Pachnie jednak zdecydowanie przeciwnie. Rocznie przeżywa tylko niewielka część świeżo narodzonych maluchów, reszta jest zagniata przez samce lub zagryzana przez szakale. Zakładając, że foki żyją tam od setek lat, można się zastanawiać jak głębokie pokłady byłych fok znajdują się pod tymi obecnymi. Te najświeższe są pośmiertnie odpowiedzialne za ten przykry dla nas zapach. Samym fokom zdaje się to jednak nie przeszkadzać, podobnie jak twardość kamieni.

Wiedzieliście, że foki mają pazury?

Miejscowość wypoczynkowa Wlotzkasbaken. Tu bogaci Namibijczycy mają swoje wakacyjne domy.

Okolice Henties Bay. Woda w korycie rzeki pojawia się tak rzadko, że jego część zamieniono w pole golfowe.

Swakopmund, bodaj drugie, czy trzecie największe miasto Namibii, w naszej skali: miasteczko. Pustynia, ocean i niemiecki sznyt. Surrealistyczna mieszanka.

Bismarck Strasse. Niemiecka przeszłość przeszła płynnie w teraźniejszość niepodległej Namibii. Wpływy byłego kolonizatora są tu obecne zdecydowanie bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju Afryki wschodniej i południowej.

Ordnung muss sein.

Namibia gospodarczo ma się świetnie. Jest tu gaz, są diamenty i niezliczone minerały.

Fabryka mniej dochodowego surowca: soli.

Płytkie zbiorniki z wodą morską ciągną się kilometrami wzdłuż wybrzeża.

Pewien rodzaj alg dobrze się czuje w środowisku tak stężonego roztworu soli. Barwi wodę intensywnie na czerwono.

Flamingi też tu rezydują.


nosorożec w etosha

Etosha

By | Namibia | 12 komentarzy

Park Narodowy Etosha w Namibii odwiedzamy w porze deszczowej. W tym kraju o bardzo niewielkich opadach oznacza to trochę co innego niż ulewy w Zambii czy Zimbabwe, ma jednak swoje konsekwencje. Jakie? Opady oznaczają bujną roślinność. A gęste liście ograniczają widoczność i utrudniają wypatrywanie zwierząt. Poza tym opady tworzą też dodatkowe wodopoje. W porze suchej łatwiej obserwować zwierzęta,bo koncentrują się wokół nielicznych źródeł wody. Jednak okres deszczowy to też czas, kiedy pojawiają się młode 🙂 Poniżej zebra stepowa. Porównajcie ją ze zdjęciami zebr Grevy’ego z wpisów o Kenii 🙂

Młode szakale czaprakowe.

Dorosły szakal.

Lwica z lwiątkami.

Słoniątko z matką.

Żyrafa południowa.

Nosorożec czarny. Istnieje też „biały”, ale nie różnią się kolorem, tylko kształtem pyska 🙂

Termitiery potrafią mierzyć 2 metry i często przybierają kształt zamków 🙂

Szybko uczymy się paru zasad tropienia zwierząt. Dobrze mieć ze sobą atlas śladów, który pomaga przypisać je do danego zwierzęcia. Poniżej ślad nosorożca 🙂

Śladów słonia nie da się pomylić z żadnym innym zwierzęciem 🙂

Zwierzęta przychodzą do wodopoju przynajmniej dwa razy dziennie: o świcie i o zmierzchu. To najlepszy czas na obserwację. Trzeba też oczywiście znać lokalizację wodopojów – w każdym parku narodowym są zaznaczone na mapkach 🙂

Znajomość zwyczajów poszczególnych gatunków też pomaga – zniszczone, połamane gałęzie świadczą, że niedawno przechodził tędy słoń, który wybierał najlepsze kąski 😉

Kolejną wskazówką są odchody. Po pierwsze, po wielkości, kształcie etc. można rozpoznać, jakie zwierzę je pozostawiło. Po drugie po „świeżości” można poznać, jak dawno zwierzę w danym miejscu przechodziło (i czy w związku z tym jest blisko, czy daleko).

Rodzaj okolicznych roślin pozwala przewidzieć, jakich zwierząt można się spodziewać w okolicy. Suche, kolczaste akacje niemal na pewno zapowiadają żyrafy 🙂

Zwierzęta na drodze 🙂

Mangusta pręgowana.

Gniazdo.

Mega pajęczyna 🙂

Samica kudu wielkiego.

Samiec kudu wielkiego.

Zwróćcie uwagę jak odwraca uszy do tyłu, żeby nasłuchiwać 🙂

Kama.

Stado sępów.

Gnu błękitne.

Impala.

Springbok.

Zachód słońca nad buszem. Trzeba się zbierać – bramy kempingów w parku zamykane są o zmroku. W Etoshy spędzamy trzy dni, po czym ruszamy w drogę w bardziej opustoszałe tereny wybrzeża Namibii.