Ulica Main Bazar w dzielnicy Paharganj to dla większości przybyszów pierwszy kontakt z Indiami ponieważ tu mieszczą się najtańsze hotele, często z pokojami bez okien. Zatrzymując się tu, poznawanie Indii rozpoczynamy od razu od skoku na głęboką wodę. Monsun w stolicy oznacza, że z nieba non-stop coś kapie lub (rzadziej) leje, a nogi często grzęzną w błocie, zaś niewiarygodnie duszne powietrze sprawia, że jesteśmy cały czas mokrzy. Jesteśmy skazani na bycie mokrymi – od deszczu lub od potu.
Musimy szybko przywyknąć do faktu, że ruch uliczny w Indiach wygląda inaczej niż w Europie. Od tłumów nie ma ucieczki, tak jak nie ma ucieczki od wilgotnego, dusznego powietrza.
Godziny szczytu.
W brew pozorom poruszanie się po mieście okazuje się być proste. Można iść w dowolną stronę, całkowicie nie obawiając się o drogę powrotną. Gdy uznamy, że czas wracać, wystarczy złapać rikszę, które są zawsze i wszędzie pod ręką. Rikszarze dowiozą nas tam gdzie chcemy.
Jeśli odbijemy w bok od dowolnej ulicy, wąskimi przejściami między budynkami trafimy na takie jak ten „ryneczki”, na których toczy się życie mieszkańców okolicznych domów.
Indyjska ulica zadziwia na każdym kroku, zwłaszcza nowicjusza. Po jakimś czasie zaczynamy zauważać i rozumieć więcej detali tego, co widzimy. Atrybutem sikha są między innymi turban i sztylet, nie dziwi nas zatem napotkany mężczyzna z szablą. Większość sikhów traktuje jednak tę tradycję bardziej symbolicznie, nosząc sztylet np. w postaci wisiorka.
Rowerowi rikszarze pracują, a także często żyją na ulicy. W Indiach bezdomność nie jest tożsama z żebractwem, czy ogólnie – społecznym wykluczeniem – do czego przywykliśmy w Europie. Pracujący ciężko przez całe życie rikszarze mają jednak nikłe szanse wyrwania się z zaklętego kręgu biedy. Dbałość o higienę ma w tej kulturze, ale i klimacie szczególne znaczenie, jednak prywatność, to dla milionów mieszkańców tego kraju pojęcie z kategorii marzeń.
Całe wielopokoleniowe rodziny, żyją na ulicach, skrzyżowaniach, placach: wszędzie, gdzie da się rozłożyć to, co posiadają. Jeśli w pobliżu ich koczowiska zaparkował samochód, jego maska i dach szybko szybko zostaje wchłonięta jako część obejścia.
Motoriksze nie należą do kierowców, którzy codziennie nas nimi wożą. Muszą je wynajmować oddając część zarobku. Często żyją z całą rodziną na ulicy.
Szybko przekonujemy się, że krowy na ulicach miast nie są żadnym mitem. Wychudzone, żywiące się odpadkami i śmieciami zwierzęta bezpardonowo przeciskają się w tłumie ludzi i pojazdów.
Wielkie indyjskie miasta rozrastają się także w pionie, stanowiąc mozaikę przybudówek i nadbudówek, mieszankę starego z nowym. Ze względu na stan w jakim się znajdują, wieku większości budynków nie sposób ocenić.
Odkrywamy, że dachy budynków stanowią jedyny azyl od tłumu. Są też idealne do przyjrzenia się miastu w spokoju.
Indyjska ulica to męski świat, a dom – kobiecy. Kobiet w pracy w zasadzie się nie spotyka. Nie trafimy na nie w handlu, w gastronomii czy hotelarstwie. Ponieważ pracuje się do rana do wieczora, mężczyźni spędzają całe dnie w towarzystwie kolegów i kuzynów uwikłanych w niezwykle dla nas skomplikowaną sieć pokrewieństw i zależności.
Branżą, w której widujemy pracujące kobiety, są ciężkie roboty budowlane, rozłupywanie kamieni itp. Zastanawiamy się, z czego to wynika – może z braku konieczności bezpośredniego kontaktu z klientami?
Jama Masjid, Wielki Meczet Piątkowy. Indie kojarzą się z hinduizmem, ale w kraju tym żyje prawie 200 mln muzułmanów.
W każdym miejscu w Indiach spotykamy się z zaciekawieniem. Na każdym kroku ktoś chce porozmawiać. W turystycznych miejscach można mieć prawie pewność, że sytuacje takie skończą się jakąś inną propozycją handlową. Nawet w najbardziej turystycznych miejscach spotykamy jednak ludzi szczerze zainteresowanych tym, co robimy w ich kraju, skąd jesteśmy oraz milionem innych kwestii. Z najbardziej oczywistych dla miejscowych pytań warto wspomnieć choćby to o ulubionego gracza w krykieta albo pytanie o imię ojca 🙂
Indie to także ogromna duma narodowa i ogólne poczucie wielkości. Obecne u zwykłych ludzi, jest non-stop podsycane przez oficjalny przekaz. Rajpath i otaczające ją aleje, bulwary i place, ta monumentalna, przestronna i czysta, oficjalna strona stolicy, wraz z zaprojektowaną jeszcze przez Anglików dzielnicą rządową stanowi tego doskonały wyraz.
Starą część miasta wypełnia handel.
Kwiaty w Indiach są produktem codziennej potrzeby. Składa się je w ofierze bogom w świątyniach i na niezliczonych ołtarzykach.
Hindusi chętnie i godnie pozują do zdjęć. Są ludźmi dumnymi z tego co robią i co posiadają.
Drzwi zamyka się na noc. W godzinach pracy wszystko ma być jak najbardziej otwarte, nawet zawodu lekarza nie wykonuje się za zamkniętymi drzwiami.
Gekony są naszymi sprzymierzeńcami, zjadają komary, a te większe także karaluchy.
W Indiach 500 mln ludzi nigdy nie miało w ustach mięsa. Wegetariańskie restauracje i produkty w sklepach są wyraźnie oznaczone. Cieszy nas to 🙂
Kolej jest dumą Indii. Czwarta największa na świecie sieć kolejowa umożliwia nam dotarcie niemal wszędzie.
Świątynia bahaistyczna. Bahaizm to mała religia, dominuje hinduizm i islam. Jest jeszcze buddyzm, sikhizm, dźinizm, chrześcijaństwo i wiele innych…
Centrala popularnego w Polsce ruchu Hare Kriszna.
Religia w Indiach dominuje w każdym aspekcie życia i jest widoczna wszędzie wkoło: święta, festiwale religijne, święci mężowie, krowy, bramini, świątynie i kapliczki, kadzidła, kwiaty i inne dary. Nie trudno w Indiach trafić na jakieś święto czy procesję.
Dzieci często mają ciemny makijaż oczu, często na policzkach maluje się im także znamiona – wszystko by chronić je przed „złym okiem”.
Swastyka na stopie jest oczywiście na szczęście.
Miejscowa telewizja to dodatkowa, szybka dawka wiedzy na temat lokalnej kultury i społeczeństwa. W jakim innym kraju można zobaczyć tego typu transmisję na żywo?
Biblioteka także jest otwarta, możemy zaznać błogiego spokoju zagłębiając się w księgozbiór.