Pierwszym punktem na nasze trasie było starożytne miasto Teotihuacan, leżące ok. 50 kilometrów od Mexico City. Jego nazwa oznacza ?miejsce, w którym ludzie stają się bogami?. Główną osią metropolii była Aleja Zmarłych zwieńczona Piramidą Księżyca.
Umiejscowiona pośrodku Piramida Słońca jest jedną z największych na świecie. Na jej szczyt można wspiąć się po 248 stromych schodach.
Warto, bo dopiero widok z góry pokazuje rozmach z jakim zbudowana była metropolia.
Jak widać nie jest to miejsce, które można zwiedzić z dzieckiem w wózku, ale z nosidełkiem już jak najbardziej 🙂
Ruiny miasta kryją w sobie wiele tajemnic, do tej pory nie jest jasne, kto je wybudował i dlaczego zostało opuszczone. Archeolodzy cały czas prowadzą tam badania, również przy użyciu zdalnie sterowanych robotów, które penetrują wąskie, często zablokowane gruzami korytarze piramid i odkrywają nowe komory. Jeden z nich został nazwany Tlaloc II na cześć boga deszczu. Więcej o jego pracy możecie zobaczyć tu:
Takie dedykowane opadom bóstwo z pewnością było przydatne, ponieważ miasto zostało założone na nieurodzajnej ziemi, którą i dziś porastają głównie kaktusy kolumnowe i opuncje.
Mieliśmy tu też okazję zobaczyć Voladores odtwarzających obrzęd religijny mający za zadanie zjednanie sobie bogów i zesłanie przez nich deszczu. Na czym on polega? Pięciu mężczyzn siedzi na 30 metrowym słupie, grając sobie na bębenku i flecie, po czym czterech z nich wykonuje skok jak na bungee, a następnie z liną przywiązaną do stóp wiruje wokół słupa. W sumie wykonują 52 obroty, tyle ile liczył wiek w prekolumbijskim kalendarzu. Następnie chwila na zebranie datków od turystów i wszystko zaczyna się od początku.