Vanlife w Norwegii. Samochodem na Lofoty

By 3 września 2018Norwegia

Vanlife czyli życie w mieszkaniu na czterech kółkach może mieć różne oblicza. Czasem to podróż bez końca, czasem to średniej długości wyjazd jak nasza półroczna podróż z Polski do RPA, a czasem – jak wym razem – krótki wypad. Zawsze jednak wiąże się to z minimalistycznym podejściem do życia, skoncentrowaniem całego swojego życia do tego co zmieści sie w samochodzie. Zwykle chodzi też o podróż vanem, czyli po naszemu busem, ale przecież każdy dom na kółkach jest podobny. Norwegia ze względu na łatwość dojazdu i wysokie koszty życia i podróżowania w inny sposób jest idealnym miejscem na wyjazd pod znakiem #vanlife.

Na północnym koniuszku Danii znajduje się miasteczko Krystiansand. Jego niesamowita plaża, o piasku tak ubitym, że spokojnie da się po niej pędzić z wiatrem na rowerze, na pewno zatrzymałaby mnie na dłużej, gdyby nie fakt, że trzeba było wsiadać na prom do Norwegii

Pierwsze wrażenie po zjechaniu z promu: to jakiś inny kontynent. Jest skaliście, ciasno i pionowo. I mokro.

W Norwegii jechać można (w większości miejsc) max. 80km/h, a do przejechania jest kilka tysięcy kilometrów. Słynne norweskie mandaty skutecznie zachęcają jednak do trzymania się ograniczeń. Poza tym drogi są wąskie i bardzo kręte, dużo szybciej by się i tak nie dało.

Gdy dłużej pada, wszędzie pojawiają się wodospady. Niektóre są małe i blisko, inne kilkusetmetrowe płynące jakby w zwolnionym tempie.

Nowe problemy dnia codziennego: problem ze skalą. By wyobrazić sobie jak wielkie jest coś, co widzimy i jak daleko się znajduje potrzebujemy odniesienia do czegoś, co znamy. Inaczej jesteśmy bezradni w ocenie wielkości. Prom poniżej przewozi kilka autobusów i wiele samochodów.
Preikkestolen, co znaczy Ambona – najbardziej znana atrakcja Norwegii robi wrażenie. Warto się wybrać, nawet jeśli widoczność jest pozornie zerowa. Pogoda zmienia się całkowicie z minuty na minutę.

Półka jest wielka, ale kolejka ustawia się tylko w jednym konkretnym miejscu. Każdy musi zrobić to jedno konkretne ujęcie – nieubłagane prawo masowej turystyki.
Żyjąc w mieście człowiek nie jest gotowy na obcowanie z takimi przestrzeniami. A przecież to tylko mała odnoga fiordu długiego na dziesiątki kilometrów. Wysokość tylko 600 m n.p.m.
Osławiona skandynawska możliwość rozbicia namiotu w dowolnym miejscu byle dalej niż 150m od zabudowań, czy też ogólnie nocowania na dziko, w praktyce nie jest taką prostą sprawą. Południe Norwegii to tereny bardzo skaliste, jeśli już gdzieś da się wygospodarować kawałek względnie płaskiego terenu, prawie zawsze coś tam jest – dom, pole, jakiś ogrodzony teren. A zwykle mamy ulicę i od razu skalistą ścianę. No camping to najczęstszy napis widoczny wzdłuż norweskich dróg.

Przy drogach co jakiś czas znajdują się parkingi ze stoliczkami i (często) świetnej jakości łazienką. Zwykle są to także miejsca położone w bardzo spektakularnych okolicznościach przyrody. Trudno się dziwić, że na noc gromadzą się tam kampery oraz samochody służące do spania. Bywa, że ktoś rozbije sobie namiot. Teoretycznie jest to zwykle niedozwolone. Norwegowie patrzą na to zjawisko z niechęcią – dla nich to porównywalne do spania na ławce w parku – a więc w miejscu publicznym, dostępnym do odpoczynku na chwilę.

Domy białe, budynki gospodarskie bordowe. O podkreślającej indywidualizm kolorystycznej fantazji nie ma tu mowy. Dzięki temu miasteczka są bardzo stonowane i powściągliwe. Mimo oczywistej zamożności mieszkańców także niezwykle skromne.

Hytte, czyli drewniany domek letniskowy – to prawdziwy symbol Norweskiego stylu życia. Hytte są wszędzie, są ich tysiące – zaraz za miastem i głęboko w dziczy. Norwegowie wynajmują je na weekendy. Ceny… typowo norweskie. Są taże Hytte przy szlakach górskich, dostępne dla wszystkich chodzących po górach i zastępujące nasze schroniska. Wewnątrz jest pełne, dostępne dla każdego wyposażenie. Część z nich jest otwarta ale większość wymaga posiadania specjalnego klucza wydawanego przez DNT – odpowiednik naszego PTTK
Fiordy to często kilkaset metrów pionowej skały wyrastającej wprost z morza. A co jest na górze? Rozległy płaskowyż i niezwykle surowe krajorazy. Bywa tam też sporo zimiej i niezwykle wietrznie. Dobre miejsce na nocleg na dziko z klimatem.
Poruszanie się w terenach położonych blisko wybrzeża oznacza konieczność korzystania z licznych promów. Z reguły nie czeka się na nie dłużej niż kilkanaście minut. Kosztują mniej lub więcej – średnio 50zł za przeprawę. Inne opłaty to częste płatne odcinki dróg, zwłaszcza za przejazd największymi mostami, czy tunelami, a także płatne wjazdy do miast. Opłaty są niskie – zwykle kilka, kilkanaście zł – jednak w sumie, w połączeniu z promami może się z tego uzbierać konkretna kwota.

Lodowiec Jostedalsbreen – największy w kontynentalnej Europie, a właściwie jeden z jego języków, które schodzą w dół z wyższych partii gór. Lodowce w Norwegii mają intensywnie jasnoniebieski kolor. Zjawisko to ma swoje wytłumaczenie.

Woda w lodowcowym jeziorze Lovatnet ma intensywnie turkusowy kolor.
Zielone dachy darniowe to tradycyjne skandynawskie rozwiązanie na ocieplenie i zapewnienie wodoszczelności dachu. Widać je wszędzie – pokrywają publiczne toalety, domki letniskowe i nowoczesne, designerskie rezydencje.
Śnieg, czy lodowiec? Białe, a więc zwykły śnieg.
W górach znacznie łatwiej o miejce na dziki nocleg. Idealnie by poczuć, że jest się na końcu świata 😉 Pogoda takie poczucie bardzo ułatwia.
Najbardziej znany z fiordów Geiranger, a właściwie jego ostatnia, najwęższa odnoga – wciąż wystarczająco wielka, by wpływały tam ogromne wycieczkowce.

Kolejny raz wielki prom samochodowy ratuje poczucie skali. Przestrzeń z jaką ma się tam do czynienia nijak nie może być oddana przez zdjęcia.

Kolejna przełęcz, kolejne świetne miejsce na dziki nocleg i konfrontację z szalonymi wiatrami i częstymi zmianami pogody. Tuż powyżej słynnej drogi troli.

Trollstigen. Droga troli. 9% nachylenia. 11 serpentyn. 300 metrowy wodospad po drodze. Rowerem jest ciężko.

Drogi prowadzące w góry, do miejsc, gdzie zaczynają się szlaki są często prywatne i płatne. Czasem za pomocą koperty, do której trzeba włożyć gotówkę i samemu pobrać sobie bilet, czsem płatność odbywa się kartą.

Dzięki widokowi 3D w Google maps znajduję wiele takich miejsc jak to. Świetnych by przenocować w kompletnej dziczy, a przy okazji trochę pochodzić po górach.

Droga atlantycka z typowym dla Norwegii mostem, wygiętym w wysoki zapewniający żeglowność łuk. Przy sztormowej pogodzie fale zalewają przejeżdzające nim auta. Wiatr sprawia, że przejazd rowerem okazał się niezłym wyzwaniem.

Norwegia to ciekawy kraj. Szczyci się największą liczbą elektrycznych pojazdów – dziennie widuje się dziesiątki aut marki Tesla. Kraj dąży do pełnej elektryfikacji transportu w ramach szczytnych eko-idei, a jednocześnie całe to bogactwo finansuje sprzedaż ropy reszcie świata. No i oczywiście handel bronią. Ale z poziomu ulicy jest niemal idealnie.

Jeśli oddalimy się od wybrzeża wgłąb lądu, krajobraz zmienia się diametralnie. Większa wysokość nad poziomem morza, ogromne rozległe płaskowyże, subartktyczna roślinność i ogromne dzikie rzeki. I przede wszystkim pustkowia.

Jadąc widokową drogą Helgelandskysten prowadzącą przez Helgeland wzdłuż wybrzeża, koło podbiegunowe przekracza się promem. Miejsce to oznaczone jest charakterystycznym globusem.

Klimat wybrzeża północnej Norwegii, dzięki ciepłemu prądowi morskiemu Golfstrom nie jest zbyt surowy. Jest zdecydowanie cieplej niż w centralnej części kraju, mimo że tereny te znajdują się już za kołem podbiegunowym.

Przydrożne place do odpoczynku bywają różne, czasem tradycyjne, a czasem są małymi perełkami architektury.

Lodowiec Svartisen to drugi co do wielkości lodowiec Norwegii. Jego języki spływają niemal do poziomu morza. Z punktów widokowych i miejsc, gdzie zaczynają się szlaki wydaje się, że lód znajduje się całkiem niedaleko. Nic bardziej mylnego. To kwestia trudności w ocenie skali. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do brył lodu wielkości budynków.

Każdy „mały” odłamek lodu ma wielkość domu. Ta lodowa jaskinia ma rozmiary wielu pięter. A jest przecież maleńka w skali całego języka lodowca.

Do lodu wciąż pare godzin marszu przez morenę. Ścieżki brak, więc trzeba wielokrotnie się wracać, gdy nagle drogę odgrodzi wielka rozpadlina.
Na Lofoty można dostać się lądem, z którym łączą je mosty. Jadąc z południa najlepiej jednak popłynąć promem z miasta Bod?.

Krajobraz Lofotów jest niewiarygodny. Góry nie są wysokie, sięgają zwykle 600-800m n.p.m. ale wyrastają pionowo z wody i tworzą bardzo dramatyczny krajobraz.
Lofoty słyną z niesamowitych piaszczystych plaż. Najbardziej znana z nich Kvalkvika jest dostępna tylko od strony morza, albo po przejściu przez góry. I znów: aparat nie jest w stanie oddać skali tej ogromnej przestrzeni.

Lofoty są bardzo turystycznym miejscem. Stare, rybackie osady zmieniono w skromne, ale luksusowe Hotele. 

Rusztowania do suszenia ryb (sztokfisz) to nieodłączny element krajbrazu Lofotów.
Kolor zatoczek sugeruje, że to tropikalne wyspy. To typowy dla Lofotów widok. Wystarczy wejść na dowolną górę i spojrzeć na wyspy z innej perspektywy.
Niewielki szczyt Voladstinden jest łatwo dostępny, a oferuje oszałamiające widoki. Na Lofoty to mekka lubiących chodzić po górach. Szczytów jest setki, trasy są wszelkiej możliwej trudności i długości. Można w 2-3 godziny cieszyć się widokami, można iść przez góry kilka dni. W przeciwieństwie do reszty Norwegii, tu szlaki nie są oznaczone. Na szczęście jest wiele osób, które w Internecie opisują trasy na bardzo dużą ilość szczytów. Czasem odnalezienie samemu początku szlaku bywa trudne. Chcąc chodzić tu po górach warto odwiedzić takie strony jak http://www.68north.com czy http://www.rando-lofoten.net

Schronienie dla rowerzystów. Publicznie dostępne, otwarte miejsce nad samym oceanem, gdzie można się przespać objeżdżając wyspę.

Zaraz obok znajduje się troche bardziej swojska chata. Oczywiście też otwarta i w pełni wyposażona.

Wracając z Lofotów zahaczam o szwedzką część Laponii. W regionie tym znajdują się najwyższe szczyty Szwecji sięgające 2000m n.p.m. Jednak krajobraz ma postać rozległego płaskowyżu, szczyty są łagodne a przestrzenie niesamowicie wielkie. To jedne z ostatnich pustkowi w Europie. Tylko jeziora, rzeki i połacie brzozy karłowatej. I stada reniferów, które czasem wychodzą na drogę.