Z San Francisco do Los Angeles, jedziemy jedną z najpiękniejszych tras w USA – Big Sur. To droga wzdłuż wybrzeża – 150 km pięknych zatoczek, skalistych klifów i turkusowej wody. Mimo, że nie jest zbyt długa, to przejechanie jej zajmuje nam cały dzień, bo co chwilę zatrzymujemy się, by podziwiać widoki.
Co chwilę trafialiśmy na bliżej niezidentyfikowane ssaki morskie. Duże i wyrzucające z siebie fontanny wody 🙂
Lwy morskie leniwie wylegujące się na plaży.
W wodzie natychmiast stają się zwinne i żywotne.
Los Angeles to miasto, o którym niemal każdy ma jakieś wyobrażenie, wykreowane w dużej mierze przez medialny mit Hollywood czy Beverly Hills.
By je zweryfikować ruszamy na Mullholand Drive znaną z filmu Lyncha. Ta kręta droga w górach Santa Monica, w dzień nie prezentuje się już tak mrocznie 😉
Stąd rozpościerają się widoki na słynne wzgórza z rezydencjami gwiazd. Domy, rzeczywiście są spore, ale raczej ciężko znaleźć tu ciekawą architekturę.
W dole rozciąga się Los Angels. Nie możemy się doczekać, żeby zobaczyć, jak tam naprawdę jest…
Wjeżdżamy do centrum. Bez palm nie ma L.A.
Rodeo Drive to w rzeczywistości niezbyt długi deptak, przy którym znajduje się kilka butików ekskluzywnych marek typu Gucci. Snują się po nim głównie turyści, a po pustawych sklepach – znudzeni sprzedawcy.
Typowa willa przy typowej uliczne w Beverly Hills.
Hollywood Bulevard słynny dzięki Alei Sław z wmurowanymi w chodnik gwiazdami od 1958 roku upamiętniającymi… gwiazdy 😉
Nie czuć tu specjalnie magicznej atmosfery. Np. gwiazda Marylin Monroe znajduje się w sąsiedztwie wejścia do McDonalda, przed którym śpią bezdomni.
Tuż obok swoją siedzibę mają scjentolodzy.
Dolby Theatre, w którym odbywa się co roku wręczenie Oskarów wygląda raczej jak podupadłe centrum handlowe.
W sklepie z pamiątkami wpadliśmy na… 😉
Podobne wrażenie robi Chinese Theater, przed którym znajdują się odciski dłoni gwiazd Hollywood w dużej mierze przykryta straganami z pamiątkami.
Wystarczy jednak odejść jedną przecznicę dalej: trafia się na bloki, opuszczone parkingi i robi się całkowicie małomiasteczkowo.
Turyści odwiedzający miasto przez cały czas polują na zdjęcia słynnego znaku Hollywood. Nie jest to proste, gdyż znajduje się od na wzgórzach, nie ma do niego bezpośredniego dostępu, a wskazówki prowadzą tylko do rozsianych w rożnych miejscach punktów, skąd można zobaczyć go z daleka.
Każdy liczy też, że spotka na ulicy gwiazdę muzyki lub filmu. Biznes turystyczny pomyślał też o tych którym się nie poszczęściło… 😉
Po godzinie 17 finansowe centrum Los Angeles wydaje się całkowicie wyludnione.
Na ulicach zostają tu tylko bezdomni.
Miasto, jak całe USA, ma dosyć krótką historię. Poniżej pamiątka założenia El Pueblo de Los Angeles.
Takie budynki też są tu „historyczne” – wybudowane w 1923 roku kino Vista.
Venice Beach, Malibu, Santa Monica – to tylko kilka z licznych opcji dla tych, którzy chcą spędzić dzień na plaży. Są szerokie, piasek piękny, jednak fale zachęcają bardziej do surfowania niż pływania.
Będąc w centrum światowego przemysłu filmowego szkoda byłoby nie zobaczyć jak powstają filmy 😉 Taką możliwość daje wizyta w jednym ze studiów filmowych. My wybraliśmy się do Warner Bros.
Plan studia pokazuję skalę tego przemysłu.
Hale produkcyjne gdzie kręci się talk shows, seriale i filmy pełnometrażowe.
Pamiątkowa tablica pokazuje słynne produkcje realizowane w danej hali.
Podczas zwiedzania można zobaczyć uliczki z atrapami budynków.
Gdy trzeba „domknąć” kadr, przywozi się kawałek żywopłotu 🙂
Domy buduje się w nienaturalnej skali (te w głębi są coraz mniejsze), by uzyskać perspektywę prawdziwej uliczki.
Wiele detali na budynkach jest po prostu namalowanych. Odpowiedni kąt kamery i oświetlenie i od razu wyglądają, jak autentyczna architektura.
Czasem zaplącze się gdzieś rekwizyt z innej produkcji 😉
Skoro zdjęcia kręcone są tylko w kabinie, po co zaraz organizować cały autobus? 😉
Wygląd wozów policyjnych precyzują dokładnie przepisy – od oryginalnych muszą się różnić co najmniej w 20%.
Tu kręcono kolejne części „Batmana”, można więc prześledzić ewolucję jego masek.
Tablica rejestracyjna z Gotham.
Jest też kolekcja batmobili.
I słynny reflektor.
Fani Harry’ego Pottera znajdą tu kostiumy z filmów.
Mogą też dosiąść latającej miotły na green boxie 🙂
Specjalne efekty wizualne tworzy się jednak nie tylko komputerowo. Tu przykład starej hollywoodzkiej sztuki iluzji, zastosowanej np. we „Władcy Pierścieni”.
Studio ma ogromne magazyny archiwalnych rekwizytów i elementów scenografii, które są wielokrotnie wypożyczane do kolejnych produkcji.
Mają tu telefony z każdej epoki. Duuużo telefonów 🙂
Zmultiplikowany Agent Smith z „Matrixa”.
Makieta domu Gatbsby’ego z filmu „Wielki Gatsby”.
Potrzebny obraz do horroru? Też się znajdzie 🙂
Można się nawet rozgościć w Gabinecie Owalnym 😉
Gdzie ruszyć na koniec dnia? Najlepiej na Bulwar Zachodzącego Słońca… 🙂
A po zachodzie… Punkt widokowy na nocną panoramę miasta w obserwatorium w Griffith Park.
Los Angeles było ostatnim punktem na naszej trasie.
Od wschodniego do zachodniego wybrzeża przejechaliśmy ponad 10 tysięcy kilometrów. Podczas tej podróży mieliśmy okazję porównać nasze wyobrażenia o Stanach Zjednoczonych wyniesione z mediów, książek i filmów. Wiele rzeczy nas zachwyciło, wiele zdziwiło, wiele przerosło nasze oczekiwania. Najlepsze, że każdy dzień był inny!
Dziękujemy, że po raz kolejny byliście z nami!