Yellowstone – park matka wszystkich parków narodowych 🙂 Pierwszy taki twór na świecie, którego powstanie dało początek idei tworzenia na całym świecie chronionych obszarów zwanych dziś parkami narodowymi.
Z suchego, pomarańczowego Utah przedostajemy się do stanu Idaho. Krajobraz zmienia się w preriowy, znacznie bardziej zielony, rolniczy. Rozległych przestrzeni z drogą po horyzont, jak wszędzie w tej części świata jednak nie brakuje.
Yellowstone – pogoda, czyli jak będzie zimno?
Jest maj ale tu, na granicy Idaho, Wyoming i Montany gdzie leży park Yellowstone wciąż leży i pada śnieg. Jest kilkanaście stopni, w nocy poniżej zera. Jadąc w to miejsce, pokonując ogromne odległości prostymi jak strzała drogami z Utah łatwo zapomnieć, że jedziemy cały czas pod górę.
Miasteczko leży na 2 tyś metrów nad poziomem morza, a sam park od 2.400m do 2.800 m. Tu zawsze jest chłodno, zwłaszcza w nocy. Do parku Yellowstone można dotrzeć również inną drogą, od południa, przez spektakularny, górski park narodowy Grand Teton – z powodu zimowego zamknięcia południowej bramy Yellowstone z bólem serca omijamy te powalające góry. Tam wciąż jest zima w pełni.
Zresztą szybko dociera do nas, że początek maja jest niefortunnym czasem na wizytę w Yellowstone. Całe obszary parku są zamknięte, wszystko na wschód i południe od Jeziora Yellowstone jest niedostępne. Otwierają dopiero w drugiej połowie maja.
Bramą do parku Yellowstone jest dla nas turystyczne miasteczko West Yellowstone – całkiem przyjemne miejsce jak na twór powstały tylko dla turystów. Pełno tam starych, klimatycznych hoteli, moteli, lodge’ów i saloonów.
Trafiamy do świetnego miejsca noclegowego – Hibernation Station – drewnianych, klimatycznych domków. Miejsce jest perfekcyjnie ogrzewane, czyste, ładne – idealne. Jest atrakcją nie tylko dla nas – nasza córeczka czuje się tam również wyjątkowo.
Yellowstone – park w praktyce
Godzina drogi z miasteczka i jesteśmy w parku. Bilety obowiązują na 7 dni. Płatne jak zawsze w amerykańskich parkach za samochód – nie za osobę.
Praktyczna rada – jadąc w podróż objazdową po USA nie opłaca się kupować biletów do każdego parku osobno. Dla takich jak my przewidziano US Parks Pass – roczną kartę wstępu do wszystkich parków federalnych (czyli min. narodowych, ale nie stanowych ani miejskich oraz nie monumentów narodowych – to skomplikowany system) za 80$ – jest ważna dla całej rodziny, a właściwie dwóch, bo na karcie wpisuje się 2 właścicieli i mogą być to zupełnie niezwiązane ze sobą osoby.
Sam park jest wyjątkowym miejscem. Na pierwszy rzut oka wygląda jak … las w naszej części Europy. Są jakieś wzgórza, ale na pewno nie można powiedzieć, że to góry. Poza tym … jak u nas: drzewa iglaste, górskie rzeki itd. Nic nie wskazuje na to, że jesteśmy na wysokości 2400 m n.p.m. Początkowo nic nie wskazuje na to, że jesteśmy w środku krateru jednego z największych superwulkanów na świecie. Kaldera ma średnicę kilkudziesięciu km. Gdy (niewątpliwie) kiedyś wybuchnie, skutki będą globalne.
Korki w parku narodowym?
Słyszeliśmy, że mimo że do przejechania mamy w sumie może około 150 km – trzeba dać sobie przynajmniej 2-3 dni na zwiedzanie parku. Słyszeliśmy również, że jazda w parku jest zupełnie nieprzewidywalna, nie da się założyć czasów przejazdu. Dlaczego? Jak zwykle – przez korki. Nie tworzą się one jednak z nadmiaru aut (przynajmniej nie w maju). Korki powodują bizony, które beztrosko ułatwiają sobie drogę idąc często nie tylko w poprzek drogi ale całymi stadami ciągnąc wzdłuż nich.
Początkowo widzimy bizony z daleka. Ogromne stada, na gigantycznych przestrzeniach parku. Za chwilę jednak dzieje się to, przed czym nas ostrzegano i na co czekaliśmy – mamy je na wyciągnięcie ręki.
Wzgórza w oddali to właśnie krawędź kaldery wulkanu. My jesteśmy w jego środku. Z daleka widać już, ze to nie jest zwykły las, jaki znamy z Europy.
Odwiedzamy kolejne miejsca, gdzie krajobraz zmienia się drastycznie, a zwykły las ustępuje niebywałym formacjom zbudowanym wulkanicznych osadów, gorącym źródłom i dymiącym fumarolom (Mammoth Hot Springs)
W niektórych miejscach wyziewy siarki i innych pierwiastków zmieniają roślinność w fotogeniczny ale jednak las szkieletów.
Cała okolica paruje, buzuje i dymi.
Odnajdujemy też słynne gejzery parku Yellowstone. Jest ich niezliczona liczba – od małych, średnicy najwyżej metra do ogromnych. Niektóre przez większość czasu lekko się gotują i z cykliczną najczęściej dokładnością wybuchają.
Najbardziej znanym z nich (choć nie największym) jest gejzer Old Faithful – stary wierny – co oddaje fakt, że można na niego liczyć – wiadomo, co do minuty kiedy wybuchnie. W związku z tym dookoła pobudowano wielkie trybuny. Stoi tam też stary, historyczny hotel z widokiem na gejzer.
Jak poruszać się po parku?
W praktyce poruszanie się po parku to długie, trwające do godziny przejazdy samochodem, potem parking w jednym z „zagłębi atrakcji” i dalsza (zwykle długa z powodu ilości miejsc do odwiedzenia) eksploracja na piechotę. W tych najbardziej popularnych punktach zbudowane są drewniane pomosty, gdzie indziej są to łatwe, zawsze raczej płaskie ścieżki. Idealne miejsce na wizytę z małym dzieckiem.
Najbardziej znane miejsce parku – Grand Prismatic Spring – czyli wielkie gorące źródła o kolorowych brzegach. Nie mieliśmy możliwości zobaczyć ich z góry, z wieży widokowej – ścieżka do niej, jak wiele innych miejsc w parku, jest na początku maja wciąż zamknięta i nieodśnieżona. Niektórzy z nas kochają gorące źródła miłością szczególną (często podążamy ich tropem) – tu jednak o kąpielach można tylko pomarzyć.
Wystarczy atrakcji? W takim razie jeszcze trochę…
Kiedy jesteśmy kontynencie amerykańskim i myślimy, że dane miejsce dało nam już dość wrażeń, spełniło pokładane w nim nadzieje i oczekiwania, bardzo często okazuje się, że to nie koniec i miejsce ma do zaoferowania jeszcze o wiele więcej. W parku Yellowstone jest tak samo. Stada bizonów? Jasne. Gorące źródła, gejzery? oczywiście. Ale z istnienia Wielkiego Kanionu Yellowstone kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy. A jest on iście epickich rozmiarów. Widok jest niebywały zarówno stojąc na jego krawędzi, jak kilkanaście km dalej, w punkcie widokowym na wodospad rzeki Yellowstone.
Brak skali i punktu odniesienia sprawia, że zdjęcia nie oddają charakteru tego miejsca.
Czy jest tu jakiś miś?
I znów to samo 🙁 kolejne niedostępne miejsce. Dlaczego? Tym razem nie z powodu śniegu. To okres budzenia się ze snu zimowego niedźwiedzi. Dajemy im spokój i odjeżdżamy. Ale właśnie… przecież Yellowstone to przede wszystkim niedźwiedzie grizzly!
Wypatrywaliśmy ich przez cały nasz pobyt. Zrezygnowani zarządziliśmy odwrót. W drodze do bram parku napotkaliśmy jednak znak. Zatrzymane samochody? Wiedz, że coś się dzieje. Trzy grizzly po drugiej stronie rzeki. A może niedźwiedzie brunatne?
Jak odróżnić niedźwiedzia brunatnego od grizzly? Wyraźny garb na szyi i bardziej „misiowy” okrągły kształt głowy oznaczają niedźwiedzia grizzly.